Ból, płacz wyrywający trzewia. Niedowierzanie, że bliski nie żyje. Przekonanie, że gdyby jeszcze cokolwiek zrobiono... Wyjaśnienie, że doszło do śmierci mózgu. I zwykle po chwili milczenia – pytanie, czy można od zmarłego pobrać narządy. Ileż to wymaga taktu, kultury osobistej i wiary, że można innemu darować życie. I jakże często trzeba uszanować wolę rodziny, która nie wyraża zgody. I która przygląda się chirurgowi, wietrząc... przestępstwo.
– Czy w takiej atmosferze można od lekarzy wymagać, aby podejmowali trudne rozmowy z rodzinami zmarłych osób o możliwości pobrania narządów, uczestniczyli w procedurach i komisjach stwierdzających śmierć mózgu? – pyta retorycznie wybitny chirurg, prof. Piotr Kaliciński, kierownik Kliniki Chirurgii Dziecięcej i Transplantologii Narządów Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, jednego z najbardziej wyspecjalizowanych ośrodków chirurgii dziecięcej w Europie.
Lekarze po prostu się boją. Grupa wybitnych przedstawicieli środowiska publikuje w pierwszych dniach kwietnia „List otwarty do polityków, dziennikarzy i społeczeństwa”, w którym alarmuje:
„Stan zagrożenia i obawa przed podejmowaniem trudnych decyzji, w tym warunkujących pobranie narządów, udziela się niestety również coraz szerszemu gronu środowiska lekarskiego. Dochodzą do nas sygnały z coraz większej liczby szpitali, że nie będą w nich podejmowane działania mające na celu rozpoznawanie śmierci mózgu i pobieranie narządów. Brak narządów pobieranych od zmarłych uniemożliwi ratowanie życia chorych oczekujących na przeszczepienie serca lub wątroby. Ograniczenie liczby przeszczepień nerek spowoduje utrudnienia w dostępie do miejsc dializacyjnych dla chorych z przewlekłą schyłkową niewydolnością nerek”. – Bardzo trudno będzie odbudować społeczne zaufanie do lekarzy, zarówno transplantologów, jak i tych, którzy stwierdzają śmierć mózgową – mówi Krzysztof Pijarowski, prezes Stowarzyszenia „Życie po przeszczepie”. – Sławna już konferencja prasowa po zatrzymaniu doktora G. była niczym innym jak sprawnym widowiskiem polityczno-medialnym. Politycy, którzy wypowiadali swe sądy, tak naprawdę nie wiedzieli, o czym mówią. Ale przekaz poszedł do społeczeństwa. Przekaz, niemal równy stwierdzeniu: „Uwaga, lekarz to potencjalny zabójca”. Kto dziś będzie odpowiedzialny za śmierć pacjentów, którzy w wyniku spadku liczby transplantacji będą musieli umrzeć, nie doczekawszy się nowego organu?
nPod kontrolą
W ciągu trzech miesięcy tego roku do Poltransplantu zgłosiło się więcej – niż w całym ubiegłym roku – osób i rodzin, które nie zgadzają się na pobranie narządów do przeszczepu w przypadku śmierci kogoś bliskiego. Mimo iż – co podkreślają i lekarze, i pacjenci – transplantacja jest tą dziedziną medycyny, która jest kontrolowana na każdym jej etapie i przez różne instytucje kontrolne państwa. – Procedury są określone precyzyjnie – podkreśla prof. Bogdan Michałowicz z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Naczyniowej i Transplantacyjnej AM w Warszawie. Zgodne z obowiązującą, znowelizowaną w 2005 r. Ustawą o pobieraniu, przechowywaniu, przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów. Jeszcze rok temu w czerwcu prof. Dariusz Patrzałek z Akademii Medycznej we Wrocławiu, szefujący obradom Konferencji Szkoleniowej Koordynatorów Transplantacji ETCO, na które przyjechało 250 transplantologów z całego świata, mówił:
– Nastawienie polskiego społeczeństwa do kwestii przeszczepów należy ocenić pozytywnie. Liczba odmów to ok. 10-15% przypadków. Badania opublikowane przez CBOS w październiku 2005 r. potwierdzały, że akceptacja przeszczepiania narządów pobranych od osób zmarłych była w polskim społeczeństwie niemal powszechna (87%). Tylko stosunkowo niewielka grupa badanych (7%) nie aprobowała tej metody leczenia. Trzy czwarte Polaków (74%) deklarowało, że zgodziłoby się, aby po ich śmierci pobrano z ich ciał narządy w celu przeszczepienia innym. Tylko blisko co szósty (17%) nie wyraziłby takiej zgody.
Dziś prof. Patrzałek jest zwyczajnie, po ludzku zmartwiony. Bo nagonka udziela się społeczeństwu. A w tej dziedzinie zaufanie potrzebne jest na każdym kroku.
– Zabieg przeszczepienia jest zawsze wykonywany u bardzo chorego człowieka z ciężką niewydolnością narządu – podkreśla prof. Magdalena Durlik, kierownik Kliniki Medycyny Transplantacyjnej i Nefrologii Instytutu Transplantologii w Warszawie. – W takiej sytuacji zawsze istnieje ryzyko niepowodzenia lub wystąpienia powikłań, czy to chirurgicznych, czy związanych z leczeniem immunosupresyjnym, ale nie można tego traktować w kategoriach przestępstwa. Lecz wiem też, że dziedzina, w której jedno życie daje drugie życie, szczególnie przemawia do wyobraźni społecznej i łatwo tu manipulować opinią publiczną.
Akt miłości bliźniego
Ks. Piotr Sadkiewicz ze wsi Leśna koło Żywca, laureat Nagrody im. Brajana Chlebowskiego (sześciolatka, który zginął w 2005 r. w pożarze łódzkiej kamienicy; zdążył jednak zadzwonić po straż pożarną i uratować sąsiadów, a dzięki temu, iż rodzice wyrazili zgodę na pobranie narządów chłopca do przeszczepienia, kolejnych kilka osób) dla osób zasłużonych dla transplantologii, jest zatroskany. W jego parafii na 3 tys. mieszkańców połowa nosi przy sobie oświadczenie woli na pobranie po śmierci narządów do transplantacji. Ponad 260 osób jest w banku dawców szpiku kostnego; trzech szpik oddało. Niemal wszyscy dają swoją krew w Parafialnym Banku Dawców Krwi. Proboszcz pracował nad takim pojmowaniem miłosierdzia przez ostatnie sześć lat. A gdy skuto w kajdanki warszawskiego kardiochirurga, trzech wiernych przyszło pytać, czy warto być dawcą.
– A ilu nie zapytało? Pozostało z wątpliwościami? – pyta retorycznie. 18 lat temu sam był dawcą szpiku dla chorej na białaczkę siostry. Widzi tylko jedną drogę miłości bliźniego – dar życia, gdy życia już nie ma.
– Transplantacja to autentyczny akt miłości i w tej sprawie miał być, jeszcze przed tym atakiem medialnym, ogólnopolski list Episkopatu – podkreśla proboszcz Sadkiewicz. – Media zajmując się lustracją Kościoła, wstrzymały prace nad listem do wiernych. Kościół musiał zająć się problemem wewnętrznym. Zabrakło czasu. A przecież Kościół jest za transplantacją.
Prof. Dariusz Patrzałek w 2000 r. brał udział w kongresie transplantologów w Rzymie. Tam wysłuchał słów papieża na temat przeszczepów. – To było wyjątkowe wydarzenie – podkreśla. – Nie było dotąd zwyczaju, aby głowa Kościoła pojawiała się na takich spotkaniach. A Jan Paweł II był i miał wspaniałe wystąpienie. Transplantacja to najwyższy akt miłości bliźniego.
Niepewne jutro
Trzydziestoletnia Ewa nie myśli o jutrze. Życie toczy się tu i teraz. Od dwóch lat czeka na transplantację serca i płuc. Opowiada o leczeniu w Aninie i Zabrzu. Nie kończy myśli, że przeszczepu nie doczeka.
– Przełamywanie nieufności, błędnych przekonań i ignorancji jest bardzo trudne i wymaga wiele czasu – dorzuca prof. Michałowicz. – Akcja uświadamiania społeczeństwu, czym jest przeszczepianie narządów, jakie są jego aspekty medyczne i etyczne, prowadzona była mozolnie od wielu lat. Powoli przynosiła efekty, wyrażające się wzrostem pobrań i przeszczepień narządów. Ostatnie wydarzenia spowodowały kryzys. Olbrzymi spadek zaufania społecznego oraz zniechęcenie środowiska lekarskiego.
Minister zdrowia w czasie Wielkiego Tygodnia apelował w telewizji publicznej o racjonalizm. Zlecił opracowanie sposobów przeciwdziałania obecnej sytuacji, ale sprawiał wrażenie bezradnego wobec rzeczywistości. Prosił lekarzy o powrót do rozmów z rodzinami na temat pobrania narządów od zmarłego. Ale lekarze nie chcą nosić na piersi tabliczki hańby „łowca narządów”. – Nie mogę zrozumieć, dlaczego coś, co budowano w takim trudzie, w ciągu niemal kilku godzin zostało zburzone – mówi Krzysztof Pijarowski. – Ja już nie stoję w kolejce po nowe życie. Swój dar otrzymałem ponad siedem lat temu, w sylwestra 1999 r., kiedy to przeszczepiono mi nową wątrobę. Wiem, co to umieranie i w pełni rozumiem ludzi, dla których kolejny dzień bez jedynego leku, jakim jest nowy organ, może być dniem ostatnim. Dlaczego transplantologia stała się zakładnikiem politycznych rozgrywek?
– Rozwój transplantologii stoi dziś pod wielkim znakiem zapytania – dodaje prof. Kaliciński.
– Na obecny rozwój tej dziedziny pracowaliśmy wiele lat, także budując systemy nadzoru nad transplantologią, biorąc udział w doskonaleniu prawa, chroniąc transplantologię przed jakimikolwiek elementami komercjalizacji. Nie wiem, czy nie będziemy musieli zaczynać wszystkiego od początku. Ale nawet jeśli tak, to ja wiem, że warto to robić jeszcze raz. Wiedzą to też rodzice dzieci – naszych pacjentów, którzy dziś żyją dzięki przeszczepowi.