Spis treści

Naukowiec musiał poddać się skomplikowanej operacji neurochirurgicznej. Wiedział, że to bardzo ryzykowny zabieg. Zanim trafił na stół operacyjny, poinformował bliskich, że gdyby nie przeżył, chce zostać dawcą. Jego serce "pasowało" do Jana.

Teraz Jan swoje życie dzieli na to przed i po przeszczepie. - Wcześniej byłem dla siebie. A później dostałem cenny dar i mam do spłacenia dług. Chcę przekonać jak najwięcej osób, że od ich decyzji o oddaniu narządów może zależeć czyjeś życie.


Oświadczenie woli

Fot. Radosław Jóźwiak
Fot. Radosław Jóźwiak
To niewielka, usztywniona kartka wielkości karty kredytowej. Rozmiar w sam raz do noszenia w portfelu. Treść prosta: "Moją wolą jest, by w wypadku nagłej śmierci moje tkanki i narządy zostały przekazane do transplantacji, ratując życie innym." A pod spodem, drobniejszym drukiem: "Informuję także, że o swojej decyzji powiadomiłem moją rodzinę i najbliższych, którzy w krytycznym momencie winni ją uszanować". Jest także puste miejsce do wpisania imienia, nazwiska, adresu, numeru pesel, podpisu. Wypełnienie deklaracji trwa krócej niż wypicie porannej kawy. Takie oświadczenia rozdawali w czasie swoich akcji przedstawiciele Stowarzyszenia Transplantacji Serca. - Brali wszyscy, może wstydzili się odmówić - opowiada Jan. - Ale my kiedyś sprawdziliśmy, że oświadczenie wypełnia i nosi przy sobie co piąta osoba.

Jan mówi o lęku: - Zdarza się, że rodzina godzi się oddać nerkę lub serce bliskiej osoby, a później to ukrywa. Dlaczego? Boją się, że sąsiedzi ich potępią, a dalsi krewni nie zrozumieją decyzji.

Miała 16 lat, rodzice się zgodzili

Kasia była okazem zdrowia. Jej starsza siostra, Karolina, od urodzenia chorowała na serce. Bardzo poważnie. Zmarła w czasie operacji. Trzy lata po jej śmierci lekarze wykryli tę samą chorobę - kardiomiopatię restrykcyjną - u 13-letniej Kasi. - Dla rodziców to był szok. A ja zaczęłam prowadzić życie kanapowe, nawet do szkoły nie mogłam chodzić - wspomina. - Serce rosło mi szybko, uciskało na wątrobę. Nie mogłam jeść. Czekałam na przeszczep.

Teraz Kasia ma 23 lata. Studiuje na politechnice. Lubi ładnie się ubrać. Nie unika bluzek z większym dekoltem odsłaniających delikatną bliznę na klatce piersiowej. Ale nie wszystkim mówi, że ma za sobą transplantację. - Bo nie chcę mieć taryfy ulgowej - wyjaśnia.

Zdarza jej się myśleć o 16-letniej dziewczynie, której nigdy nie poznała. - Jestem wdzięczna jej rodzicom, że zgodzili się oddać serce córki do przeszczepu. Dzięki niemu żyję.

Pan doktor się cieszy

Udana transplantacja serca to dopiero początek, później trzeba jeszcze walczyć, żeby nie doszło do odrzutu. Pierwszy rok przeżywa 90 proc. pacjentów z nowym sercem, dziesięć - 55 proc., a powyżej 15 żyje 35 proc. Te wyniki się poprawiają, bo dzięki postępowi medycyny leki immunosupresyjne - te, które zapobiegają odrzutowi - są teraz dużo mniej szkodliwe dla pacjentów niż przed laty. Przybyłowski, transplantolog, lubi przyjeżdżać na zjazdy: - Co drugi to mój pacjent - mówi, patrząc na grupę rozbawionych, młodych ludzi. - Większość z nich pamiętam jako umierające dzieci. Teraz obserwuję, jak dorastają, zakładają rodziny, niektóre dziewczyny nawet rodzą dzieci. To niezwykłe uczucie. Wielka radość.
Agnieszka Urazińska 
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź