Spis treści

Gazeta.pl Łódż

GAZETA WYBORCZA - ŁÓDŹ (2009-04-11 Autor: AGNIESZKA URAZIŃSKA)

 

Historie osób po przeszczepie serca

Gazeta.pl Łódź

Kasia: Wszyscy pytają, czy się zmieniliśmy. A my jesteśmy tylko trochę bardziej świadomi. I wdzięczni. Ja - rodzicom dziewczyny, którzy zgodzili się oddać do przeszczepu jej serce.

Dominik właśnie się oświadczył. Adam od ośmiu miesięcy jest tatą. Kasia nie chce taryfy ulgowej. A Jan czuje się szczęściarzem i spłaca dług wdzięczności.

Adam Strzebiecki od 12 lat cieszy się życiem z nowym, zdrowym sercem. Fot. Radosław Jóźwiak
Adam Strzebiecki od 12 lat cieszy się życiem z nowym, zdrowym sercem. Fot. Radosław Jóźwiak
To była kobieta


Adama Strzebieckiego dopadło nagle, na siłowni. Miał 19 lat, dużo siły i planów. Źle się poczuł. - Lekarz stwierdził częstoskurcz i już wtedy mówił, że czeka mnie transplantacja - opowiada.

Przez pięć lat pomagały jeszcze leki. Próbował normalnie żyć, pracował na budowie u brata. Później żyć się nie dało. - Serce mi rosło. Dosłownie, niestety. Nie mogłem jeść, pić, spałem na siedząco, żeby się nie udusić - wspomina. Tak było 12 lat temu. Dziś Adam wygląda jak okaz zdrowia. Opalony, przystojny i szczęśliwy. Nosi ze sobą zdjęcie uśmiechniętej, pyzatej dziewczynki. To Antosia, jego ośmiomiesięczna córeczka.

Ale 12 lat temu było już bardzo źle. Dawca serca znalazł się po trzech dniach. - Nie chciałem nic wiedzieć o tej osobie. Lekarz, który przyszedł do mnie po przeszczepie powiedział: "Adam, sprawdź, czy biust ci nie rośnie". Dlatego wiem, że to kobieta. I że ktoś się musiał zgodzić, żeby pobrali jej serce.

Kamil i Monika. Fot. Radosław Jóźwiak
Kamil i Monika. Fot. Radosław Jóźwiak
Co może robić człowiek po przeszczepie? - Pływać na basenie i pontonami, nurkować, brać udział w profesjonalnych pokazach mody, tańczyć. Nawet rodzić dzieci. Wszystko to, co inni, tyle że trochę ostrożniej - mówi Leszek Błaszczyk ze straży pożarnej w Zduńskiej Woli. Od pięciu lat jest współorganizatorem zjazdów dla dzieci i młodzieży po przeszczepie serca. - Dzieciaki mają się tu bawić, dowiedzieć, jak bezpiecznie żyć z nowym sercem, porozmawiać z psychologiem. Bo problemów emocjonalnych po przeszczepie niektórzy mają bardzo dużo - mówi. - Ale najważniejszy cel, to pokazanie światu, jak ważne jest świadome podchodzenie do oddawania narządów. Chcemy uświadomić ludziom, że nawet w czasie wielkiego nieszczęścia w rodzinie mogą dać komuś życie.

Miał 34 lata, mieszkał w Krakowie

Dominik ma 22 lata. Na zjazd przyjechał z Moniką z którą znają się jeszcze z liceum. W ubiegłym roku też z nią był - obiecał wtedy, że na następny Monika przyjedzie już jako jego narzeczona. Dotrzymał obietnicy. Po studiach chcą wziąć ślub. Dominikowi zostały jeszcze trzy lata na wydziale finansów i rachunkowości w Krakowie. Początki jego związku nie były typowe. - Zaczął z grubej rury: że jest chory, że czeka go przeszczep serca. I spytał, czy mimo to chcę z nim być. Oczywiście, że chciałam - śmieje się Monika. Oboje dużo się śmieją. A Dominik nie lubi, kiedy ktoś go pyta: "Jak to jest z nowym sercem?". - Normalnie jest, tylko leki muszę brać regularnie i kiepsko znoszę upały, duszno mi bardzo.

Nowe życie po przeszczepie? - To wy tak myślicie. Dla mnie to norma. Cieszę się, że żyję, tak samo jak każdy chyba - odpowiada Dominik. - Ojciec nie doczekał przeszczepu. Siostra po transplantacji już się nie wybudziła. Tylko mnie się udało.

Ojciec Dominika był górnikiem. Zachorował nagle na serce. - Wtedy lekarze przebadali mnie, starszą siostrę i brata. Tylko brat był zdrowy. U mnie i siostry konieczny był przeszczep serca.

Jako nastolatek Dominik chodził na siłownię, biegał, przepływał po pięć kilometrów. Później w jego życiu pojawiła się długa, łacińska nazwa - cardiomiopathia congestiva ectactia, czyli kardiomiopatia rozstrzeniowa. - Któregoś dnia w szkole straciłem przytomność. Prosto stamtąd trafiłem do szpitala. Było bardzo kiepsko. Nie chodziłem, nie jadłem, żyłem dzięki kroplówkom.

Monika nie odchodziła od jego łóżka. Na przeszczep serca do Warszawy Dominik leciał samolotem. Bardzo nisko, bo lekarze bali się, że nie wytrzyma dużej różnicy ciśnień. Był 2 września 2006 roku. Wytrzymał. Po 14 dniach od operacji zaczął chodzić, po 21 wyszedł ze szpitala. - Dawca? Miał 34 lata i był z Krakowa. Dominik od niedawna też tam mieszka, przeniósł się z Bielska-Białej. Przypadek? Pewnie tak.

Monika przytula się do narzeczonego: - Serce ma inne, ale kocha tak samo.


Ciągle za mało

Przeszczep serca - z medycznego punktu widzenia - nie jest skomplikowany. Dużo trudniej przeszczepia się na przykład wątrobę. - Jak jest w Polsce z transplantacjami serca? Tragicznie - ocenia dr Piotr Przybyłowski, ordynator oddziału transplantologii w Krakowie. - Żeby sprostać zapotrzebowaniu, powinniśmy przeszczepiać co najmniej 240 serc rocznie. W ubiegłym roku mieliśmy 91 transplantacji. W tym - może 11.

Powody? Przybyłowski wymienia dwa podstawowe: - Brakuje dawców, a polscy lekarze niechętnie specjalizują się w transplantologii. Do tego trzeba mieć zapał, a wokół przeszczepów jest w naszym kraju nie najlepsza atmosfera. Drugie serce wzbudza najwięcej kontrowersji, może dlatego, że z tym organem symbolicznie łączą się uczucia. Nerka czy wątroba nie wzbudzają już tylu emocji.

Naukowiec sam zdecydował

Jan Statuch, 7 lat po przeszczepie: - Ostatnio człowiekowi, który czeka na transplantację, musiałem pokazać swoją legitymację. Inaczej za żadne skarby nie chciał uwierzyć, że mam drugie serce. Ludziom, nie wiedzieć czemu, wydaje się, że my nadajemy się tylko do leżenia w łóżku i chodzenia w kapciach.

Jan w kapciach bywa nieczęsto, za to jeździ na nartach i aktywnie działa w zabrzańskim Stowarzyszeniu Transplantacji Serca. Ma za sobą ciężki zawał i wszczepione by-passy. - Kardiolog zobaczył wyniki badań i powiedział, że moje serce jest jak czterocylindrowy silnik, który pracuje już tylko na jednym cylindrze - opowiada. - Byłem w fatalnym stanie. Słabłem, trzy razy traciłem przytomność. Był czas, kiedy spodziewałem się, że życie się kończy. Uporządkowałem swoje sprawy majątkowe, żeby żona i dorosłe dzieci nie miały po mojej śmierci kłopotów.

Teraz Jan uważa się za szczęściarza. - Mam bardzo rzadką grupę krwi: AB rh-. Znaleźć dawcę dla takiego jak ja nie jest łatwo. Ale udało się, bo w Gliwicach mieszkał pewien 42-letni naukowiec, któremu zawdzięczam życie.