Spis treści

 

 

 

 

Jak zachęcić do wydania zgody? Pewnym pomysłem jest np. pokrywanie części kosztów pogrzebu.

- Takie rozwiązanie sprawdziło się już w kilku krajach.

W przypadku żywych dawców pewną formą zachęty do oddania nerki stosowaną za granicą są specjalne ubezpieczenia na wypadek śmierci lub ewentualnych powikłań w czasie operacji lub po niej. Od tego roku ubezpieczenie takie wprowadza Polska Unia Medycyny Transplantacyjnej przy współpracy Towarzystwa Ubezpieczeniowego "Allianz".

Polska/Hiszpania
Liczba Dawców Polska/Hiszpania
Krajem wymienianym jako wzór, jeśli idzie o liczbę pobieranych narządów i przeprowadzanych transplantacji, jest Hiszpania.


- Rzeczywiście, są najlepsi na świecie. Udało im się dzięki zaangażowaniu rządu, uznaniu transplantologii za priorytet i zapewnieniu odpowiedniego finansowania - nie tylko samych zabiegów, ale także edukacji społeczeństwa, stworzenia całego, niezwykle sprawnego systemu przeszczepiania narządów.

Ile czasu zajęło Hiszpanom stworzenie takiego systemu?

- Ledwie sześć-siedem lat. Postawili na zorganizowanie całej sieci koordynatorów pobierania narządów i tkanek. To ludzie albo zatrudnieni wyłącznie na takim stanowisku, albo pracujący w danym szpitalu, ale dostający dodatkowe pieniądze za zajmowanie się przeszczepami. Koordynator transplantacyjny wie, kto w jego szpitalu umiera, czy można pobrać od niego narządy, kogo w takiej sytuacji zawiadomić. Dzięki pracy tych ludzi liczba pobrań w Hiszpanii wzrosła lawinowo. To prawdziwe źródło ich sukcesu.

Ilu takich koordynatorów mają?

- W każdym szpitalu po dwie-trzy osoby. W Hiszpanii jest ok. 450 szpitali, a narządy pobiera się w 280, czyli to też nie ideał. Wśród naszych 500 szpitali mamy ok. 180, w których z punktu widzenia przepisów można by pobierać narządy [taki szpital musi mieć oddział intensywnej terapii, anestezjologa i neurologa, którzy rozpoznają śmierć mózgu]. Gdybyśmy w 180 ośrodkach zatrudnili - choćby na część etatu - takich koordynatorów, jestem głęboko przekonany, że w ciągu trzech-czterech lat liczba pobrań narządów od zmarłych zwiększyłaby się, i to znacznie.

Z inicjatywy Polskiej Unii Medycyny Transplantacyjnej Akademia Medyczna [dziś Uniwersytet Medyczny] w Warszawie utworzyła rok temu Studium Koordynatorów Transplantacyjnych, właśnie na wzór hiszpański. To zaoczne zajęcia w soboty i niedziele, na które przyjeżdżają pielęgniarki i lekarze. Mam nadzieję, że w ciągu trzech lat wyszkolimy ok. 250 osób. Potem trzeba będzie jeszcze przekonać decydentów, że opłaca im się dać jakieś dodatkowe wynagrodzenie. Ale z decydentami różnie bywa. Są u nas dwie rady powiatu, jedna, o ile pamiętam, we Włoszczowie, a druga gdzieś na Podkarpaciu, które podjęły uchwałę, że u nich pobierania narządów od zmarłych nie będzie.

Rada powiatu ma takie prawo?

- Jeżeli jest organem założycielskim swojego szpitala, to ma. Ale też dyrektor jednego z warszawskich szpitali - co prawda już dość dawno temu - powiedział mi, że on nie chce, by u niego pobierano narządy, bo to przyniesie szpitalowi złą sławę. Na szczęście nie jest już dyrektorem tej placówki.

Kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych zrobiono ankietę, które środowisko szpitalne jest najbardziej za, a które przeciw transplantacjom. I co się okazało? Największymi zwolennikami były pielęgniarki, na drugim miejscu byli lekarze, a największymi przeciwnikami - administracja. Dlaczego? Bo pielęgniarki najwięcej czasu spędzają w oddziałach intensywnej opieki z pacjentami, o których wiedzą, że już nie żyją. Wyniki tej ankiety jednoznacznie wskazują, że ze środowiskiem medycznym też trzeba pracować.

W Holandii w oddziałach intensywnej opieki istnieje specjalny program komputerowy pozwalający na analizę przebiegu leczenia. Co tydzień wprowadza się dane wszystkich leczonych tam chorych. Mając te dane przed oczyma, lekarze już po dwóch, trzech miesiącach zaczęli sobie uświadamiać, że liczba umierających, od których można było pobrać narządy, jest znacznie większa, niż sądzili. W Polsce taki program zwany "Donor Action" zastosowano w dwóch szpitalach w województwie dolnośląskim. W jednym z nich liczba pobrań wzrosła aż o 40 proc.

Jaką rolę w zachęcaniu do oddawania narządów może odegrać Kościół? Niedawno podczas kazań czytany był list Episkopatu w tej sprawie.

- Poparcie Kościoła jest niezwykle ważne. Ale musi być powszechne i często przypominane. Są wspaniali hierarchowie, którzy poruszają często temat transplantacji. Jest też np. ks. Piotr Sadkiewicz, genialny facet z Żywnej pod Żywcem. Wielu jego parafian zadeklarowało chęć oddania szpiku i podpisało oświadczenie woli. Ale z drugiej strony mówiono mi o dwóch kościołach, w których ksiądz nie odczytał listu Episkopatu, choć miał taki obowiązek.

Polska Unia Medycyny Transplantacyjnej oraz Stowarzyszenie Osób po Przeszczepie rozpoczęły prowadzenie lekcji w szkołach i zajęć w seminariach duchownych. Z pomocą biskupów diecezjalnych chcemy nawiązać bliską współpracę z kapelanami szpitalnymi. To właśnie kapelani jako ci, którzy często towarzyszą umieraniu chorego i mają kontakt z jego rodziną, mogą odegrać wielką rolę w zachęceniu do wydania zgody na pobranie narządu.

Sygnatariusze apelu zamieszczonego w dzisiejszej "Gazecie" zabiegają o przyjęcie Narodowego Programu Rozwoju Medycyny Transplantacyjnej. Na czym ma on polegać?

- Chcielibyśmy, aby Sejm uchwalił ustawę o znaczeniu i rozwoju tej specjalności. Ten program miałby nie tylko dźwignąć naszą transplantologię z ruin, ale przede wszystkim stworzyć pewną inwestycję w przyszłość. Przykład - przeszczepy płuca. Prof. Zembala zrobił ich w ubiegłym roku siedem, w styczniu już jeden. Czyli u nas też można, tylko trzeba to wesprzeć.

Są dzieci i dorośli, którzy nie mają jelita i mają uszkodzoną wątrobę przez żywienie pozajelitowe. Ratunkiem dla nich byłby przeszczep jelita. Pierwsze próby podejmuje już prof. Kaliciński. W ubiegłym roku doc. Jabłecki przeszczepił po raz pierwszy w Polsce kończynę. Należy rozpocząć też przeszczepianie komórek zamiast całego narządu, np. komórek wysp trzustkowych zamiast całej trzustki czy hepatocytów zamiast wątroby.

Powinien zostać stworzony naukowy rejestr wyników. Przecież to nieporozumienie, że na kilkaset przeszczepianych nerek rocznie nie ma żadnego porządnego opracowania na ten temat.

Jednym słowem - narodowy program ma służyć inwestowaniu w transplantologię. Będziemy zabiegać o ustawę, która zagwarantowałaby ok. 100 mln rocznie, co nie jest wygórowaną sumą ani dla systemu ochrony zdrowia, ani dla Ministerstwa Finansów.

Jeżeli nie będzie totalnej zapaści w ochronie zdrowia, to może uda się wprowadzić ten program jeszcze w tym roku. Mam obietnicę ze strony kilku parlamentarzystów, że spróbują przygotować projekt poselski. Wystosowaliśmy list do pana marszałka Komorowskiego z prośbą o zorganizowanie w Sejmie akcji podpisywania oświadczenia woli przez tych parlamentarzystów, którzy akceptują transplantacje. To w końcu nic nie kosztuje, a miałoby spore znaczenie symboliczne.

Źródło: Gazeta Wyborcza