Spis treści

Para trzecia. 25 niedziel


Najpierw spotkały się żony.

Żona Grzegorza Blecharczyka w szpitalu zwróciła uwagę siedzącej przy sąsiednim łóżku kobiecie. Powinna coś zrobić z chrapaniem męża, bo jej małżonek nie może spać, a po operacji powinien odpoczywać.

- To niech się wyprowadzi do innej sali - syknęła żona Grzegorza Janika.

Grzegorz Blecharczyk do dzisiaj pamięta ten dźwięk.

- Żyć się odechciewało, jak Janik zaczynał - wspomina. - To było straszne! Potworny ryk, huk trąb Sądu Ostatecznego. Do tego u niego pełny wór, a u mnie ani kropli. Gapiłem się w ten worek, a on jak zaklęty. Moja nerka nie działała. Byłem przerażony, na szczęście po trzech dniach i w moim worku zaczął zbierać się mocz.

W lipcu 2001 roku w warszawskiej Klinice Dzieciątka Jezus dostali nerki od jednego dawcy - 53-letniej kobiety, która zmarła w tym szpitalu na wylew. Leżeli w jednej sali pooperacyjnej, potem przejściowej, potem aż do wyleczenia na normalnej sali szpitalnej.

Ludzie, którym przeszczepiono organy od jednego dawcy, nazywani są bliźniakami, chociaż obaj Grzegorze w niczym nie byli do siebie podobni.

Blecharczyk to szczupły, wysportowany 41-latek, sędzia sądu okręgowego. Janik to potężny i bardzo tęgi masarz z Karczewa. Do tego o 13 lat starszy.

***

- Mimo chrapania zacząłem go ubóstwiać - wyznaje Grzegorz Blecharczyk. - Sypał żartami i nieskomplikowanymi powiedzonkami. Na przykład: "Śmierć i sraczka przychodzą znienacka". Do każdej sytuacji umiał dopasować rymowane powiedzonko. Sakramencko fajny gość i o wszystko ze mną rywalizował. Kto więcej nasika, będzie miał lepsze wyniki, więcej hemoglobiny, mniej kreatyniny... Żona i córka go odwiedzały. Miał też syna, ale on nigdy nie przychodził.

Grali w szachy, tysiąca i gadali. Jeden opowiadał o dwuręcznym forhendzie z rotacją, drugi o produkcji białej kiełbasy. Opowiadał też kawały. Na przykład taki: Więzień pyta w celi kolegę, ile dostał do odsiadki. - 25 niedziel - odpowiada zagadnięty. - Eee, to niedużo. - Ale Palmowych.

Niedługo potem syn Grzegorza Janika dostał właśnie tyle. I właśnie to ojca zabiło.

***

Ta para mieszka aż 380 kilometrów od siebie, ale raz jeden Grzegorz Blecharczyk, sędzia Sądu Okręgowego w Krośnie, pokonał je w zaledwie cztery godziny. Wieźli go karetką pogotowia, starym polonezem z napędem na gaz. Potem kierowca przez 45 minut szukał Kliniki Dzieciątka Jezus, ale zdążyli. W ostatniej chwili. Grzegorz Janik, były mistrz w Stołecznych Zakładach Mięsnych Przetwórstwa Terenowego w Karczewie pod Warszawą, były alkoholik, były członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i radny dwóch kadencji w okresie wojny jaruzelskiej, był już operowany.

 

- Kochałem Grzesia - mówi Grzegorz Blecharczyk. On i Grzegorz Janik dostali nerki od tej samej kobiety. Janina Janik, żona Grzegorza: - Lekarz mówił, że jak będę obierała mężowi mandarynkę, to połowę mam zjeść sama. Kiedy mój w życiu nie zjadł mandarynki! Lubił się nawbijać. Potem trzymał się za brzuch, stękał, ale był szczęśliwy

- Kochałem Grzesia - mówi Grzegorz Blecharczyk. On i Grzegorz Janik dostali nerki od tej samej kobiety. Janina Janik, żona Grzegorza: - Lekarz mówił, że jak będę obierała mężowi mandarynkę, to połowę mam zjeść sama. Kiedy mój w życiu nie zjadł mandarynki! Lubił się nawbijać. Potem trzymał się za brzuch, stękał, ale był szczęśliwy