Spis treści


Wilkowi to już nie wystarcza: – Razem z kilkoma lekarzami, którym zależy na rozwoju transplantacji w Polsce, proponowaliśmy, by skorzystać z doświadczeń Włochów, Belgów i Hiszpanów, u których sytuacja też była dramatyczna. Stworzono więc miejsca dla koordynatorów ds. przeszczepów, ludzie zaczęli działać w dobrze zorganizowanej strukturze, poczuli się odpowiedzialni i liczba przeszczepów natychmiast wzrosła. Nasz pomysł nie spotkał się ze zrozumieniem. Wielu z nas chciało, by koordynatorami transplantacyjnymi były np. pielęgniarki (tak jest w Hiszpanii czy Holandii). W przeciętnym polskim szpitalu na oddziale jednak panuje ordynator. Czy będzie się liczył z pielęgniarką?

Sumienie by mnie zabiło

– Dlaczego panu tak zależy? – pytamy Wilka.

– Bo ja wiem? – doktor przez chwilę milczy. – Mam szacunek dla transplantologii i wierzę w tę metodę leczenia. Nie rozumiem kolegów stojących obok pacjenta, u którego podejrzewają śmierć mózgu, i pozostających obojętnymi. Dziwię się, że sumienie ich nie gryzie. Mnie by to zabiło. To nie rodziny zmarłych przeszkadzają, raczej niektórzy lekarze są konformistami. Chcą skończyć dyżur, iść do domu i nie mieć kłopotu na głowie. A przecież potrzebny jest ktoś, kto zostanie przy dawcy do końca. Przy takim podejściu nie da się rozwijać donacji. Trzeba od podstaw zbudować cały system.

Na początku kwietnia transplantolodzy zaapelowali do rządzących „o podjęcie działań mających nie dopuścić do zniszczenia w Polsce transplantacji jako metody leczenia".

Wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas, któremu podlega „Poltransplant": – Przy całej tej burzy „Poltransplant" jest gdzieś z boku, nieobecny. To znak, że potrzebne są wielkie zmiany.

Od wybuchu afery w warszawskim szpitalu MSWiA, Ministerstwo Zdrowia zrobiło jednak niewiele. Zapowiedziało zorganizowanie szkoleń dla koordynatorów ds. przeszczepów. Podobne wcześniej przeprowadzał „Poltransplant". Nie czekając na odgórne decyzje, lekarze ze Śląska postanowili działać sami. Helena Zakliczyńska i Jarosław Wilk opracowali program na rzecz przeszczepów – skoro główną przyczyną kryzysu w transplantologii jest brak dobrego zarządzania, to właśnie chcą zmienić. Przynajmniej w jednym regionie.

Pierwszy krok to powołanie i przeszkolenie koordynatorów ds. przeszczepów w największych śląskich szpitalach. Do ich zadań będzie należało zgłaszanie zmarłych dawców. Drugi krok to wypracowanie standardów: szpital, który zgłasza dawcę, i szpital biorcy muszą się podzielić zadaniami, np. ustalić, kto rozmawia z prokuraturą, kto załatwia transport. Trzeci i zasadniczy krok to seria szkoleń dla lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych oraz kampania społeczna. Wszystko to za pieniądze Unii Europejskiej. – W Hiszpanii się udało – przekonuje Zakliczyńska.

Dajcie mi szansę

Henryk Orliński ma 53 lata, w rybnickim szpitalu czeka na nowe serce. Uważnie śledzi doniesienia o nieuczciwych lekarzach: – Dla takich jak ja kolejna afera to dramat. Boją się nasze rodziny, a najbardziej chyba lekarze, że ktoś ich oskarży. Wiem, że od tego wszystkiego przeszczepów jest coraz mniej, a przecież dla takich jak ja to jedyna nadzieja na życie. Ktoś nam ją odbiera. Boję się, że przez te złe wieści w ogóle zakaże się u nas przeszczepów. Trzeba więc jakiejś szybkiej reakcji, by przełamać kryzys. Mam kochanych bliskich, czteroletnią wnuczkę Wiktorię – chcę się jeszcze nimi nacieszyć.

Nie traci wiary w lekarzy: – Było już dla mnie serce. Ze szpitala w Rybniku zawieźli mnie do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Tam robiono mi jedno badanie za drugim. Okazało się, że jestem w złej formie i przeszczep może się nie udać. Odesłali mnie z powrotem do Rybnika. Sam się przekonałem, że lekarzom nie chodziło o pieniądze, ale o mnie.



JUDYTA WATOŁA jest dziennikarką katowickich stron „Gazety Wyborczej", zaś DARIUSZ KORTKO szefem katowickiej redakcji „GW" oraz współautorem książki „Dobry zawód. Z lekarzami rozmawiają Krystyna Bochenek i Dariusz Kortko" (Znak 2005).