Newsweek Numer 13/07, strona 40
Po co komu serce po śmierci?
Dyskusja o transplantacji jest dla wielu ludzi czystą abstrakcją bądź co najwyżej interesującym tematem dyskusji towarzyskich. Dla innych to jednak sprawa życia lub śmierci. Pamiętam do dzisiaj rozmowę sprzed kilkunastu lat z przyjacielem, który zbliżał się do krańca swej drogi ze względu na nieuleczalną wadę serca. Nie tracił woli przeżycia jedynie dlatego, że był wpisany na listę oczekujących na przeszczep serca. Swojej szansy niestety nie doczekał.Lista oczekujących na przeszczep jest w Polsce bardzo długa i stale się wydłuża. Dzieje się tak z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, perspektywy i szanse stwarzane przez medycynę transplantacyjną są coraz większe. Większa jest więc grupa tych, którzy mogliby skorzystać z jej osiągnięć. Po drugie, oczekiwania i szanse chorych ludzi nie spotykają się w naszym społeczeństwie z większą skłonnością do przejawiania postaw altruistycznych. Możliwości polskiej medycyny transplantacyjnej nie są więc w pełni wykorzystywane; liczba ośrodków medycznych, a przede wszystkim wybitnych chirurgów, pozwalałaby na znacznie więcej przeszczepów, niż się obecnie przeprowadza. W porównywalnych warunkach w innych krajach europejskich przeprowadza się znacznie więcej przeszczepów niż w Polsce. Każdy przeszczep jest wart tyle, ile warte jest ludzkie życie.
Do dwóch wskazanych wyżej powodów wydłużania się listy oczekujących na transplantację dochodzi dzisiaj nowa okoliczność, związana z dramatycznym wydarzeniem w warszawskim szpitalu przy ulicy Wołoskiej.
Jak donoszą
gazety, w ostatnich tygodniach praktycznie wstrzymano programy
transplantacyjne realizowane w wielu ośrodkach: nie ma dawców, ale i po
stronie lekarzy pojawił się opór i lęk przed uczestniczeniem w
kwalifikowaniu zmarłych jako potencjalnych dawców i podjęciem rozmowy z
rodziną. Przyznał to niedawno w wywiadzie minister zdrowia profesor
Zbigniew Religa. Pokazowe aresztowanie dr. Mirosława G., jednego z
polskich transplantologów, nie nastąpiło przecież w abstrakcyjnej
pustce, ale w realnym szpitalu, w którym - tak jak w wielu innych
ośrodkach - dziesiątki osób oczekują na szansę, jaką stwarza nowoczesna
kardiochirurgia. Zdarzenie to nie mogło pozostać bez wpływu na sytuację
we wszystkich polskich ośrodkach medycznych.
To, co się zdarzyło wokół polskiej transplantologii w ostatnich
tygodniach, napawa bezbrzeżnym smutkiem i najwyższym niepokojem o losy
ludzi, którzy być może nieodwołalnie tracą nadzieję. Transplantacje nie
mogą się rozwijać bez upowszechnienia w społeczeństwie przekonania, że
decyzja o przekazaniu swego organu po śmierci jest wyrazem ludzkiej
solidarności, altruizmu, ma najwyższą wartość moralną. Nie można jednak
skutecznie przekonywać ludzi do takiej postawy, jeśli zarazem będzie
się wytwarzało przekonanie, że gest altruizmu jest obarczony ryzykiem
przedwczesnego odłączenia respiratora i że ci, którzy oczekują na
organ, otrzymają swoją szansę tylko wtedy, kiedy za nią zapłacą. Sposób
potraktowania sprawy doktora G. przez organy ściągania (CBA uczyniło z
niej istotny dowód na sens swojego istnienia) i niektóre media prowadzi
do utrwalania się negatywnego stereotypu w społeczeństwie: przeciwników
transplantacji umacnia w ich negatywnych uprzedzeniach, a niepewnym i
wahającym się dostarcza usprawiedliwienia. Tworzy to zarazem atmosferę
podejrzeń i braku zaufania wobec lekarzy i całej polskiej medycyny.
Nie jestem przeciwnikiem piętnowania publicznie zjawisk korupcyjnych,
zwłaszcza w medycynie i w wymiarze sprawiedliwości. Jednak właśnie ze
względu na ów wysoki standard zaufania tym bardziej niezbędna jest
ostrożność w formułowaniu wszelkich zarzutów. Uogólnienia, pokazówki i
instrumentalne traktowanie spraw, dla osiągnięcia zgoła innych celów
niż skuteczne zwalczanie negatywnego zjawiska korupcji, zawsze będą
miały swoją wysoką cenę - w tym wypadku cenę życia ludzi, którzy
utracili swoją szansę. Warto, aby pamiętali o tym ci przedstawiciele
władzy, którzy mają szczególne ciągoty do używania nadmiernych
uogólnień przy kwalifikacji wszelkich zjawisk.
Potrzeba będzie czasu i wielkiego dodatkowego wysiłku transplantologów
i wielu ludzi dobrej woli, by odbudować zaufanie do medycyny
transplantacyjnej. Odzyskanie utraconego zaufania jest zawsze
trudniejsze niż jego uzyskanie w punkcie wyjścia. Decyzje i działania
polityków nie zawsze mają wymierną wartość - w tym wypadku jest to
wartość ludzkiego życia. A swoją drogą ciekawe, że w kraju, w którym
tak duża część klasy politycznej mówi o ochronie życia od momentu
poczęcia, tak niewiele się robi dla ochrony życia ludzi, którzy stają
dzisiaj w obliczu utraconej szansy.