Czy zgodzicie się państwo na pobranie narządów?
Akademia Medyczna w Warszawie rozpoczęła kształcenie koordynatorów ds. pobierania i przeszczepiania narządów. Ministerstwo Zdrowia chce, żeby docelowo w każdym szpitalu w Polsce była co najmniej jedna taka osoba.
Podyplomowe studia, które trwają jeden semestr, rozpoczęło 30 osób. Są wśród nich lekarze i pielęgniarki ze szpitali, w których nie ma klinik transplantologii. Wszyscy pracują na oddziałach intensywnej opieki medycznej, anestezjologii, neurochirurgii, neurologii albo chirurgii.
- Nasi słuchacze, którzy na co dzień nie mają kontaktu z transplantologią, uczą się, że kiedy walka o pacjenta jest już przegrana, jeszcze mogą coś zrobić dla innych chorych. Że narządy pacjenta, który odchodzi, mogą posłużyć do uratowania życia drugiemu człowiekowi - mówi prof. Wojciech Rowiński, krajowy konsultant w dziedzinie transplantologii.
Nie zawsze jest to możliwe z powodów czysto medycznych. Są choroby, które pobranie narządów wykluczają. Dawcami nie mogą być chorzy na raka i choroby zakaźne czy obciążeni chorobami genetycznymi.
- Teraz, jeśli na oddziałach są potencjalni dawcy, nie wszystkie okazje są wykorzystywane, właśnie dlatego że brakuje koordynatorów - mówi prof. Zbigniew Włodarczyk, kierownik kliniki transplantologii w Collegium Medicum w Bydgoszczy.
Lekarz nie ma większych problemów ze stwierdzeniem, że nastąpiła śmierć mózgu. Sprawdza po kolei, czy źrenica pacjenta reaguje na światło, czy występują odruchy wymiotne i kaszlowe po podrażnieniu gardła i tchawicy, odruchy bólowe, np. po ucisku płytki paznokciowej w okolicy wzrostowej. Na koniec anestezjolog wykonuje tzw. próbę kaloryczną, która polega na polaniu błony bębenkowej w uchu lodowatą wodą i sprawdzeniu, czy nie wywołuje to oczopląsu. Jeśli pacjent nie reaguje, komisja lekarska stwierdza śmierć mózgową.
- W takich wypadkach potrzebny jest w szpitalu ktoś, kto w odpowiedni sposób zapyta rodzinę o zgodę na pobranie narządów zmarłego - mówi prof. Rowiński.
Teraz nie zawsze jest to łatwe. Krzysztof Pabisiak z kliniki chirurgii ogólnej i transplantacyjnej w Szczecinie: - Pamiętam rozmowę z rodziną zmarłego 39-latka. Nie wiedziałem, czy w ogóle zrozumieją, o czym mówię. Najprościej jak można, zacząłem tłumaczyć, że ich bliski nie żyje. Umarł jego mózg, bo był ciężko uszkodzony. Pracują tylko maszyny, ale za kilka dni nawet one nie będą w stanie utrzymać sztucznego oddychania. Zapytałem, czy zgodzą się, żeby narządy ich syna uratowały innych ludzi. Powiedziałem, że trzeba je pobrać teraz, bo za kilka dni nie będzie można ich uruchomić w obcym organizmie, bo będą już martwe jak mózg. Zgodzili się, gdy usłyszeli, że uratuje to życie trzem osobom.
Przyszli koordynatorzy uczą się na zajęciach właśnie tego, co jest najtrudniejsze - przeprowadzenia rozmowy z rodziną.
Krzysztof Pabisiak: - Lekarzy ani pielęgniarek nikt nie uczy na studiach, jak rozmawiać na ten temat. Jakich słów użyć. Neonatolog nie potrafi powiedzieć rodzicom, że urodzi im się chore dziecko, a co dopiero anestezjolog, który ma informować o śmierci i proponować pobranie narządów. Teraz tylko od osobowości lekarza zależy, czy będzie potrafił przekonać rodzinę. To nie jest profesjonalne. Dlatego potrzebni są specjaliści.
W Centrum Zdrowia Dziecka to zadanie spoczywa na Ewie Danielewskiej, która z zawodu jest pedagogiem: - Cała sztuka polega na tym, żeby w rozmowie z rodziną opanować emocje, pomóc im rozładować stres, żeby dotarły do nich słowa i sens prośby lekarza.
Jeśli to się koordynatorowi uda, to kolejną czynnością będzie zawiadomienie Poltransplantu, czyli zgłoszenie do centralnego rejestru osób oczekujących na przeszczep, że jest narząd do wzięcia.
- Taka organizacja bardzo usprawni pracę transplantologom i przyczyni się do zwiększenia liczby dawców - uważa Krzysztof Pijarowski, wykładowca w studium koordynacji pobierania i przeszczepienia narządów w warszawskiej AM, który sam jest po przeszczepie wątroby.
Organizatorzy studium podyplomowego dla lekarzy i pielęgniarek korzystali z wzorów hiszpańskich. - Tam ten system funkcjonuje od lat i bardzo dobrze się sprawdza. Taki specjalista działa w każdym szpitalu w Hiszpanii. Jest to celowe, ponieważ w każdej lecznicy znajdują się chorzy mogący być po śmierci potencjalnymi dawcami narządów - podkreśla prof. Rowiński.
Tymczasem minister zdrowia Zbigniew Religa chce, żeby każdy świadomie podpisywał deklarację woli pobrania narządów w wypadku nagłej śmierci. Czy to nie zwiąże rąk koordynatorom?
Paweł Trzciński, rzecznik Ministerstwa Zdrowia: - Nie, bo jeżeli nawet ktoś wcześniej podpisze taką deklarację, to lekarze i tak zwykle pytają rodzinę o zgodę na pobranie narządów.
Ministerstwo Zdrowia chce stworzyć stanowiska koordynatorów ds. pobierania i przeszczepiania narządów we wszystkich szpitalach w kraju.