Gazeta Wyborcza

 

 

Transplantologia, czyli co i jak można dziś przeszczepiać

Twarz, ręce, serce, płuca, nerki, trzustka, wątroba, szpik, rogówka, łękotka - lista narządów, jakie można przeszczepić dla ratowania chorych, wciąż się wydłuża

Wielu z nas wydaje się, że historia przeszczepów to ostatnie kilkadziesiąt lat. Tymczasem sięga ona daleko wstecz. Trzy tysiące lat temu Hindusi mieli zwyczaj okaleczania złoczyńców i jeńców przez obcięcie im nosa. Oszpeconym pomagali jednak lekarze - wycinali skórę z czoła i formowali z niej nos. Płat z czoła nie był odcięty całkowicie, dzięki czemu zachowywał ukrwienie. To właśnie można uznać za pierwsze przeszczepy skóry.

Świat jednak zapomniał o tej metodzie na wiele stuleci. Zastosował ją dopiero około roku 1550 Gaspare Tagliacozzi, chirurg z Bolonii. Tym razem jednak nos okaleczonym żołnierzom odtwarzał ze skóry pobranej z ręki, również nie przerywając krążenia. Na czas, gdy skóra z ręki "wrastała" w twarz, unieruchamiano rękę za pomocą specjalnego stelaża.

Gdy Tagliacozzi został oskarżany, że pobiera do swoich przeszczepów skórę innych ludzi, niż jego pacjenci, odpowiedział, że to niemożliwe, bo "siła indywidualności" jest zbyt duża.

Pokonać limfocyty


Na czym polega owa "siła indywidualności", lekarze odkryli dopiero w latach 20. ubiegłego wieku w Bostonie. Poparzonym dzieciom przeszczepili ich własną skórę oraz skórę ich matek. Potem obserwowali, że pierwsze rany świetnie się goją, podczas gdy skóra od matek jest jakby niszczona. To nasunęło im myśl, że organizm biorcy walczy z obcą tkanką. Układ odpornościowy traktuje ją jak bakterię - wrogie białko, które należy zniszczyć, by nie doszło do choroby.


Właśnie pokonanie układu odpornościowego było przez dziesięciolecia barierą w rozwoju transplantologii. Amerykance Ruth Tucker przeszczepiono w 1950 roku nerkę od obcej osoby. Nerka najpierw świetnie pracowała, ale po roku znów było źle. Kiedy lekarze ponownie operowali Ruth, nie umieli znaleźć przeszczepionego narządu, bo zmniejszył się do rozmiarów ziarnka fasoli - tak organizm zniszczył obcy narząd. Mniej więcej w tym samym czasie udał się jednak przeszczep nerki między bliźniaczkami jednojajowymi.


Lekarze na różne sposoby próbowali oszukać układ odpornościowy: przetaczając krew przed operacją, przeszczepiając nerkę owiniętą w foliowy woreczek albo stosując napromienianie w wielkich dawkach. Przełom przyniosło dopiero wynalezienie leków immunosupresyjnych. Pod koniec lat 50. to azatiopryna, która powstrzymuje namnażanie się limfocytów T odpowiedzialnych za odrzuty, a 20 lat później cyklosporyna, która ma o wiele mniejsze od swej poprzedniczki skutki uboczne.


Wynalezienie immunosupresji oraz metod badania tzw. zgodności tkankowej biorcy i dawcy sprawiły, że bariera dla rozwoju transplantologii została pokonana. Chirurdzy na całym świecie rozpoczęli operacje. Przeszczepiali już nie tylko nerki, ale serce, wątrobę, trzustkę czy płuca. Od tamtej pory dzięki tym operacjom uratowali setki tysięcy śmiertelnie chorych na całym niemal świecie, czasami na bardzo wiele lat. Polski rekordzista Tadeusz Żytkiewicz z Warszawy żyje z przeszczepionym sercem już prawie ćwierć wieku!


Ostatnia dekada to także rozwój przeszczepów rąk i twarzy. Te transplantacje wprost nie ratują życia, a jednak pozwalają pacjentom normalnie funkcjonować - z potwornie oszpeconą twarzą czy bez obydwu rąk to przecież niemożliwe.


Metoda inna niż wszystkie


Mimo że upłynęły już dziesiątki lat, odkąd świat usłyszał o pierwszych przeszczepach narządów, nadal towarzyszą im wielkie emocje. W tej dziedzinie medycyny, w przeciwieństwie do innych, do sukcesu nie wystarczy bowiem wielki postęp czy niezwykłe umiejętności i odwaga lekarzy. Potrzebny jest jeszcze czyjś bezinteresowny dar. Nerkę czy fragment wątroby można pobrać od żywego dawcy (na przykład kogoś z rodziny), ale i tak w większości przypadków pobiera się je, tak jak inne narządy, od zmarłych dawców. Choć w większości krajów prawo tego nie wymaga, na całym świecie lekarze pytają rodzinę zmarłego o zgodę na pobranie narządów.


Rozmowy bywają trudne i zawsze są pełne emocji. Jak wskazują statystyki, dawcy to najczęściej ludzie młodzi, najwyżej po czterdziestce, u których nagle doszło do udaru mózgu albo są ofiarami wypadku na drodze. Ich mózg już obumarł, ale serce wciąż bije, dlatego niekiedy bliskim trudno pogodzić się z informacją o śmierci. Nigdy jednak nie dochodzi do pobrania narządów do przeszczepu wbrew woli rodziny.


Bracia krwi


Poza przeszczepami narządowymi najczęstsze są transplantacje szpiku, które przeprowadza się przede wszystkim u chorych na białaczkę. Białaczka polega na niekontrolowanym namnażaniu się w szpiku kostnym patologicznie zmienionych komórek krwi. Jeśli więc zawiodą leki, trzeba go wymienić.


Są trzy rodzaje transplantacji szpiku: tzw. autoprzeszczepy, przeszczepy rodzinne oraz przeszczepy od obcych dawców. W pierwszym przypadku pacjent jest jednocześnie dawcą i biorcą. W okresie remisji choroby pobiera się jego własny szpik i "leczy" go poza organizmem. W tym samym czasie niszczy się przez napromienianie albo chemioterapię układ odpornościowy chorego, czyli ten szpik, który nadal ma w organizmie. Potem wszczepia mu się ten już "uzdrowiony" szpik. To on ma teraz pokonać nowotwór.


W przypadku przeszczepów rodzinnych i przeszczepów od obcego dawcy, także niszczony jest własny szpik chorego. Tu sytuacja jest jednak trudniejsza, zwłaszcza przy przeszczepach od niespokrewnionego dawcy. Cudzy szpik to przecież cudza odporność. Ma zniszczyć nowotwór, ale przy okazji może zacząć niszczyć także cały organizm pacjenta. Dlatego trzeba mu podawać leki immunosupresyjne. Kłopot w tym, ile - dla lekarzy to jak balansowanie na linie. Czasami "wyhamować" nowego szpiku się nie da. Białaczka jest pokonana, ale rozwija się nowa choroba o nazwie "przeszczep przeciw gospodarzowi". Atakuje błony śluzowe, oczy, skórę, jelita, ale jest znacznie mniej groźna od samej białaczki.


By zminimalizować ryzyko podobnych powikłań, hematolodzy starają się jak najlepiej dobrać dawcę i biorcę. W tym celu badają antygeny HLA - złożoną z sześciu par cząstek "tablicę rejestracyjną", która znajduje się na powierzchni prawie każdej komórki ludzkiego ciała. Szansa na znalezienie dawcy wśród rodzeństwa wynosi 25 proc., ale im dalsze pokrewieństwo, tym gorzej - szansa na znalezienie dawcy wśród osób niespokrewnionych wynosi jeden do kilkudziesięciu lub kilkuset tysięcy. To dlatego czasami dawców poszukuje się w bankach szpiku na całym świecie. Także dlatego ważne jest, by w tych bankach zarejestrowanych było jak najwięcej osób, które gotowe są szpik oddać dla ratowania życia innych. Czeka ich za to ogromna satysfakcja. O ile dane zmarłych dawców trzymane są przed biorcami w tajemnicy, to dawcy i biorcy szpiku na całym świecie organizują wspólne spotkania, nazywają siebie "braćmi krwi" i razem propagują ideę transplantacji.


Rogówka już od 100 lat


Są i takie przeszczepy, w których ryzyko odrzutu jest małe lub wręcz wcale go nie ma. Przykładem jest rogówka - przezroczysta błona, przez którą światło wpada do oka. Jeśli przybierze kształt stożka lub zmętnieje, człowiek widzi tylko zamazane kształty albo w ogóle ślepnie.


Rogówka jest praktycznie nieukrwiona, dlatego ryzyko odrzutu jest o wiele mniejsze niż w przypadku innych narządów. Dlatego także pierwszy przeszczep udał się już w 1905 roku Edwardowi Zirmowi, okuliście z Ołomuńca. Zrobił go pacjentowi, który miał oczy poparzone wapnem. Operacja się powiodła, choć Zirm nie miał nawet mikroskopu, bez którego dziś lekarze praktycznie nie wyobrażają sobie operacji oczu.


Żadnego ryzyka odrzutu nie ma w przypadku transplantacji łękotki, więzadła, chrząstki - także dlatego, że nie są ukrwione. Ortopedzi od zmarłych dawców przeszczepiają też kości (wcześniej usuwany jest z nich szpik) - najczęściej chodzi o fragmenty, ale zdarzają się i tzw. przeszczepy masywne, czyli całych kości. Co ciekawe, organizm traktuje te implanty jak coś w rodzaju rusztowania, na którym buduje potem własną tkankę. Po kilku latach od operacji w obcej łękotce, chrząstce czy kości praktycznie wszystkie komórki zostają są wymienione na komórki biorcy.


Jest jeszcze jedna charakterystyczna cecha tych przeszczepów - nie trzeba się z nimi spieszyć. W przypadku serca od pobrania do wszczepienia mogą upłynąć tylko cztery godziny, wątroby - osiem godzin, a nerek - doba. Chrząstka, kość czy łękotka zamrożone w banku tkanek mogą czekać na biorcę przez wiele miesięcy.


Ten włos z głowy nigdy nie spadnie


Na koniec o najlżejszych przeszczepach świata, a mianowicie włosów. Choć robi się je tylko na własny koszt, łysych gotowych zapłacić za taki zabieg wcale nie brakuje. Nie jest on specjalnie skomplikowany. Pacjent siada na fotelu podobnym do dentystycznego, dostaje kilkanaście zastrzyków znieczulających skórę głowy. Następnie chirurg wycina mu z potylicy długi od ucha do ucha pas skóry, na którym ma jeszcze gęste włosy. Ten pasek pielęgniarki dzielą pod mikroskopem na około 1,5 tys. kawałków. Równocześnie na czubku głowy i nad czołem chirurg robi 1,5 tys. dziurek i przeflancowuje w nie "sadzonki" z potylicy. Nie robi się z tego wielka czupryna, jednak łysinę udaje się zamaskować. Gwarancja dożywotnia - włos z potylicy odporny jest na tzw. łysienie męskie, więc nawet przeszczepiony w miejsce grzywki nie wypadnie nigdy.


Źródło: Gazeta Wyborcza