Gazeta Wyborcza

 

GAZETA WYBORCZA (2010-06-18 Autor: MARZENA KASPERSKA)

 

Nowe dłonie żołnierza

Chirurdzy ze Szpitala Powiatowego im. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy przeszczepili byłemu żołnierzowi GROM-u obie ręce. To pierwsza tego typu transplantacja w Polsce i jedna z niewielu na świecie.


Fot. Krzysztof Gutkowski / Agencja Gazeta
Fot. Krzysztof Gutkowski / Agencja Gazeta
Skomplikowaną operację przeprowadzono na początku czerwca, ale szpital nie informował o niej, bo brakowało pewności, że zabieg się powiódł. Nie ujawnia też danych pacjenta, bo ten sobie tego nie życzy. Zoperowany mężczyzna ma ok. 30 lat, jest byłym żołnierzem jednostki specjalnej GROM. Ręce stracił przed trzema laty, podczas akcji w Iraku. - Chroniąc młodszego, mniej doświadczonego kolegę wyjął mu z dłoni ładunek wybuchowy. Niestety, doszło do eksplozji - opowiada generał Sławomir Petelicki, twórca GROM-u. - To bohater, w Iraku ratował Amerykanów. Prawdziwy człowiek czynu, dla którego życie bez rąk jest psychicznie wyjątkowo trudne do zniesienia.

Wczoraj w trzebnickim szpitalu przedstawiono film, na którym pacjent zasłaniający twarz ciemnymi okularami podziękował rodzinie dawcy rąk, zespołowi medycznemu szpitala, kolegom z jednostki oraz wszystkim dawcom krwi. - Potrzebowaliśmy około 25 l krwi. Zgłosiło się wielu ochotników z policji, wojska i straży granicznej - wyjaśnia dr Adam Domanasiewicz, jeden z chirurgów operujących żołnierza. O dawcy wiadomo tylko tyle, że jest kobietą w średnim wieku. Zmarła w jednym z dolnośląskich szpitali.

 

Lekarze z Trzebnicy oceniają, że stan operowanego żołnierza jest dobry. Na filmie widać, jak 11 dni po zabiegu porusza nieznacznie palcami. - Jest szczęśliwy, że je ma - mówi dr Jerzy Jabłecki, szef trzebnickich mikrochirurgów.


Przyszycie obu rąk: lewej na wysokości około pięciu centymetrów nad nadgarstkiem i prawej tuż nad nim, zajęło pięciu trzebnickim lekarzom blisko 17 godzin. - Wszystko odbyło się tak, jak planowaliśmy, czyli najpierw zespoliliśmy stawy, później ścięgna, nerwy, mięśnie, żyły i tętnice. Następnie przywróciliśmy krążenie, nie zamykając jeszcze przez blisko godzinę powłok, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Na końcu wykonaliśmy plastykę skóry w taki sposób, aby nie ucisnąć zespolonych tkanek - opowiada dr Jabłecki.


Lekarz przyznaje, że gdy wydawało się, że zabieg jest już zakończony, pojawiły się komplikacje. - Doszło do zatoru w lewej ręce. Musieliśmy ją rozciąć i usunąć zakrzepy. Przy tego typu zabiegach to się zdarza, nie było to dla nas wielkim zaskoczeniem - mówi dr Jabłecki.


Lekarze podzielili się pracą. Jeden zespół pojechał do szpitala, żeby pobrać ręce od dawcy. Po przewiezieniu ich do Trzebnicy dwa oddzielne zespoły zajęły się ich preparowaniem, czyli przygotowaniem i dopasowaniem do dłoni pacjenta. - Po wypadku pozostawiono żołnierzowi jeden palec u prawej ręki. Mieliśmy nadzieję, że uda się przeszczepić tylko część dłoni, jednak zakres zniszczeń był zbyt duży. Poza tym w jego ręce były ciała obce, co stwarzało ryzyko odrzutu. Zdecydowaliśmy się na amputację i operowanie w korzystnej strefie anatomicznej, czyli na wysokości nadgarstka - wyjaśnia dr Jabłecki.


Zespół operujący liczył ponad 20 osób. Wśród nich kilku anestezjologów, dla których zabieg też był prawdziwym wyzwaniem. - Przy tak długich operacjach, oprócz zabezpieczenia funkcji życiowych, trzeba zadbać m.in. o to, żeby pacjent nie zmarzł i nie nabawił się odleżyn. Na twardym stole, który utrudnia krążenie, to możliwe - wyjaśnia dr Jakub Śmiechowicz, dolnośląski konsultant w dziedzinie anestezjologii.


Lekarze z Trzebnicy podkreślają, że trudność przeprowadzenia transplantacji obu rąk jednocześnie polega na konieczności zorganizowania wszystkiego perfekcyjnie pod względem logistycznym. A szpital, w którym dokonano pionierskiej operacji, jest małą placówką powiatową, bez lądowiska dla śmigłowców, pozbawioną zaplecza, jakim dysponują np. szpitale kliniczne. Na pododdziale replantacji kończyn pracuje zaledwie siedmiu chirurgów. - Informacja o tym, że pojawił się dawca, nadeszła podczas długiego weekendu. Błyskawicznie wracaliśmy z wypoczynku, a to w Karkonoszach, a to znad wielkopolskich jezior - śmieją się lekarze. Konieczne było też zorganizowanie dużej liczby pielęgniarek, bo pacjent pozbawiony obu dłoni wymaga stałej pielęgnacji i nadzoru przez dwie osoby - wyjaśnia dr Jabłecki.


Operowany mężczyzna pozostanie w szpitalu przez blisko pięć tygodni. Czeka go też długa, żmudna rehabilitacja. Do końca życia będzie musiał przyjmować leki immunosupresyjne, które zapobiegają odrzuceniu przeszczepu, ale jednocześnie obniżają odporność. Następstwem przeszczepu może być cukrzyca. - Dawki podawanych leków są takie same jak przy transplantacji jednej ręki. Dlatego np. w Austrii dopuszcza się wyłącznie przeszczepy oburęczne. Tamtejsza komisja etyki wychodzi z założenia, że ryzyko podawania leków immunosupresyjnych powinno się łączyć z wyraźnym podniesieniem komfortu życia - tłumaczy dr Adam Chełmoński, który zajmuje się farmakoterapią w trzebnickim szpitalu.


Na razie trudno przewidzieć, jaką sprawność osiągną dłonie żołnierza GROM-u. W idealnej sytuacji mogą być sprawne nawet w 90 proc.


Program transplantacji realizowany jest w Trzebnicy od dziesięciu lat. Pierwszy przeszczep ręki udało się przeprowadzić w kwietniu 2006 r. - była to dopiero 26. operacja tego typu na świecie. Kolejną wykonano dwa lata później. Dawcą ręki dla mężczyzny była po raz pierwszy kobieta. Stefan Schneeberger, prezes amerykańskiego towarzystwa zajmującego się transplantacją, uznał ją za jeden z najlepszych zabiegów na świecie.


W listopadzie 2009 r. trzebniccy lekarze podjęli następne wyzwanie i wykonali bardzo skomplikowaną operację polegającą na przyszyciu ręki na wysokości barku. Biorcą był 30-latek ze Śląska, który rękę stracił w młockarni jako dwuletnie dziecko. - Przeszczepiając dwie ręce jednocześnie, zrealizowaliśmy nasze marzenie - przyznaje dr Jabłecki. - I to w najlepszym momencie, gdy zespół dojrzał i nabrał doświadczenia. Modliłem się o to, żebyśmy zbyt wcześnie nie byli zmuszeni przez sytuację do przeszczepienia obu rak. Ewentualne niepowodzenie rzuciłoby cień na cały program. Nas też mogłoby zniechęcić.


Co dalej? - Jesteśmy gotowi do następnych wyzwań. Jest w Polsce pewna młoda, prawie 18-letnia dziewczyna bez dwóch rąk. Marzymy o tym, żeby przywrócić ją do normalnego życia.


Pierwszy zabieg przeszczepienia obu rąk przeprowadził dziesięć lat temu w Lyonie prof. Jean-Marc Dubernard. Od tej pory wykonano ich zaledwie kilkanaście na świecie.


Źródło: Gazeta Wyborcza