Gazeta.pl Poznań

GAZETA WYBORCZA - POZNAŃ (2010-04-15 Autor: MARIA BIELICKA)

Po przeszczepie serce bije mi mocniej

Pan Paweł, który miesiąc temu jako pierwszy przeszedł przeszczep szpiku w poznańskiej klinice przy ul. Długiej, w przyszły czwartek prawdopodobnie wróci do domu - do Grodziska Wielkopolskiego

 

Fot. Andrzej Monczak / AG
Fot. Andrzej Monczak / AG
Paweł Skornicki czuje się już całkiem dobrze, w każdym razie o wiele lepiej niż przed operacją. Choć ma dopiero 40 lat, jeszcze niedawno tak szybko się męczył, że zawiązanie butów było dla niego wysiłkiem, po którym musiał pięć minut odpoczywać. - Teraz mogę nawet chodzić po schodach. Jeszcze się męczę, ale siły szybko wracają - cieszy się pacjent, pierwszy Wielkopolanin z przeszczepionym sercem.

Operację przeszedł 20 marca. Jego blizna po operacji nie jest jeszcze całkiem zagojona. Pan Paweł zdejmuje na chwilę specjalną kamizelkę, która ma pomóc zrosnąć się klatce piersiowej. Podciąga koszulę: rana ma jakieś 25 cm długości, do tego kilka dziur po drenach. Część szwów nie jest jeszcze wyjęta. Rana wciąż boli.

Ale nowe serce bije bez zarzutów. Pan Paweł dostał je od 23-letniego chłopaka z Gorzowa Wielkopolskiego, który zginął w wypadku motocyklowym.


Grodziszczanin na przeszczep czekał od października, choć problemy z sercem miał już od siedmiu lat. Zaczęło się nagle i niewinnie: - Po prostu zaczęło mnie dusić w klatce, poszedłem do lekarza i od razu trafiłem do szpitala. Wyniki były złe - okazało się, że serce jest powiększone, bije słabo i nierówno. Jaka była diagnoza? - Prawdę mówiąc, nie mogę jej zapamiętać - przyznaje pan Paweł.


W związku z chorobą Skornicki poszedł na rentę i zaczął zajmować się domem, gotował rodzinie obiady. Mimo że się nie przemęczał, z sercem cały czas było gorzej. W końcu lekarze wszczepili mu tzw. kardiowerter, czyli urządzenie, które w razie potrzeby restartuje serce, pobudzając je silnym prądem. - Jak taki prąd uderza, człowiek pada - opisuje pan Paweł.


Gdy lekarze zaproponowali przeszczep, od razu się zgodził. Jednak gdy zaczął myśleć o operacji, opanowało go przerażenie: - Koledzy mnie zniechęcali, mówili, że to się nie może udać. Ale żona zachęcała, wręcz nalegała. W końcu się zdecydowałem, bo lekarze mówili, że mogę nie dożyć końca roku, a dzieci jeszcze potrzebują ojca, syn ma dopiero 14 lat, a córka 11 - mówi pan Paweł. I dodaje: - Teraz się cieszę, że się zdecydowałem.


W przyszły czwartej pan Paweł ma już iść do domu i bardzo się z tego cieszy, choć na opiekę szpitalną, narzekać nie może. Gorzej jest ze szpitalnym jedzeniem. Na szczęście i tak nie ma apetytu.


Czy chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o dawcy? - Na razie nie, sam jeszcze się do nowego serca nie przyzwyczaiłem. Bije tak mocno, jakby chciało z piersi wyskoczyć.


Pan Paweł wie, że teraz, po przeszczepie, jego życie się zmieni. Będzie miał wprawdzie więcej siły, ale musi bardzo dbać, żeby się nie zarazić: unikać tłumów, wyrzucić z domu kwiaty doniczkowe, a nawet zrezygnować z psa. Od chwili przeszczepu pan Paweł bierze bowiem leki osłabiające odporność. Inaczej jego organizm odrzuciłby przeszczep. - Na przykład w kościele będę mógł stać tylko pod chórem, gdzie nie ma ludzi. Podobno najgorszy jest pierwszy rok, potem organizm się jakoś uodparnia. Na razie muszę założyć maseczkę, nawet jak wychodzę na korytarz - opowiada pan Paweł.


Wczoraj Skornickiego spotkała miła niespodzianka: odwiedził go starosta z Grodziska i obiecał pomoc w remoncie łazienki. - Na razie mamy łazienkę, ale ubikacja jest wspólna z sąsiadem. Lekarze mówią, że teraz to dla mnie niebezpieczne - wyjaśnia pacjent. - Ja jestem na rencie, żona nie ma pracy. Sami nie dalibyśmy rady zrobić remontu.


Szpital Kliniczny im. Przemienienia Pańskiego przy ul. Długiej do przeszczepu serca przymierzał się od kilku lat. Wreszcie w marcu ub. roku klinika dostała zgodę Ministerstwa Zdrowia na pobieranie i przeszczepianie serc. Ostatecznie wszystkie formalności zostały załatwione z końcem października. Od tamtej chwili do 19 marca szpital czekał na sygnał o dawcy. Było ich kilku. Jednak serce jednego z nich nie nadawało się do przeszczepu, bo wskutek wypadku jego klatka piersiowa została zmiażdżona. Wyjazdy po kolejne serca były niemożliwe z powodu zbyt dużych odległości i złej pogody.


W końcu znalazło się serce dla pana Pawła. Ale w kolejce czeka jeszcze dziesięciu innych pacjentów poznańskiej kliniki. Z tego dwie osoby są na tzw. pilnej liście i leżą w szpitalu. Jedną z nich pan Paweł ostatnio odwiedził: - Ta kobieta ma 50 lat, w szpitalu jest podobno od miesięcy. Codziennie modli się, żeby i dla niej serce się znalazło.


Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań