Córka dawcy przekonuje rówieśników do transplantacji
Gdy trzy lata temu zginął ojciec Karoliny, rodzina zdecydowała się oddać jego narządy chorym, których mógł uratować tylko przeszczep. Dziewczyna usłyszała wówczas od kolegów z gimnazjum, że... sprzedała tatę. Zamiast obrazić się za nieludzkie oskarżenie, postanowiła edukować rówieśnikó.
To był szok, ale Karolina, jej siostra i mama nie miały wątpliwości: trzeba pozwolić lekarzom pobrać narządy, które mogą uratować komuś życie. - Wcześniej, przy niedzielnym obiedzie, pod wpływem jakiegoś programu telewizyjnego, rozmawialiśmy o przeszczepach. Wówczas tata powiedział, że jeśli coś mu się stanie, chciałby, żebyśmy oddały chorym jego - jak to określił żartem - klamory. Nie mogłyśmy nie uszanować jego woli - wspomina Karolina.
Woli zmarłego i jego rodziny nie uszanowali jednak niektórzy znajomi. - W gimnazjum i na osiedlu ludzie mówili, że sprzedałyśmy tatę, że na pewno zarobiłyśmy na jego narządach. Wierzę, że to nie była złośliwość, tylko niewiedza - mówi Karolina.
Dziewczyna postanowiła zmienić nastawienie kolegów i otwarcie rozmawia o przeszczepach z rówieśnikami. Kiedy poszła do liceum, nie ukrywała tego, co przeżyła. Chętnie odpowiadała kolegom nawet na bardzo osobiste pytania. Ponieważ pytali także o sprawy, których nie potrafiła wyjaśnić fachowo, zdecydowała się zaprosić do szkoły osoby, które o transplantacjach wiedzą najwięcej.
Zaproszenie Karoliny przyjęli we wtorek prof. Marian Zembala, wybitny kardiochirurg i dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, Sylwia Sekta, regionalna koordynatorka transplantacji, oraz ludzie, którzy żyją dzięki przeszczepom, członkowie zabrzańskiego koła Stowarzyszenia Transplantacji Serca. W zorganizowaniu spotkania pomógł Karolinie nauczyciel biologii Adam Balon. - Młodzież nie chce dziś teoretyzowania. Potrzebuje dowodu, że coś ma sens - mówi Balon.
Żywym dowodem na sens oddawania narządów jest Jan Statuch, który 7,5 roku temu dostał nowe serce. - Jestem dziś najbogatszy na świecie, ale jednocześnie spłacam najpiękniejszy dług za dar życia - mówił pan Jan młodzieży, opowiadając o działalności społecznej, w którą zaangażował się po swoim "zmartwychwstaniu".
Jego stowarzyszenie przeszczepieńców pomaga dziś niepełnosprawnym, dzieciom z ośrodków wychowawczych, uratowało też przed likwidacją szkołę w Bieszczadach, zbierając pieniądze na jej remont.
Prof. Zembala podkreślał, że m.in. dzięki spotkaniom, jak to z siemianowickimi licealistami, coraz więcej ludzi w Polsce decyduje się oddać narządy, jeszcze za życia wypełniając deklarację woli, co ułatwia całą procedurę po ich śmierci. Takie deklaracje były dostępne także podczas wczorajszego spotkania. - Na pewno wypełnię i będę nosić ją ze sobą w portfelu, choć wcześniej w ogóle nie myślałam na tak poważne tematy - zapewniła pierwszoklasistka Agnieszka Adamczewska.
Mirosława Suwaj, mama Karoliny, uważa, że właśnie dlatego z młodymi ludźmi trzeba mówić jak najwięcej o problemie. - Na temat transplantacji powinien powstać cały program edukacyjny - mówi pani Mirosława.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice