Prasa

 

NOWINY (2008-04-25 Autor: SŁAWOMIR OSKARBSKI)

Z cudzą nerką pobiegł po wicemistrzostwo świata

Nauczycielowi z Dębicy ciężka choroba zniszczyła kawał życia. Nie poddał się i teraz święci tryumfy.

Piotr Hołubowski wie tylko, że ta kobieta miała 43 lata. Zginęła w wypadku samochodowym. On, dzięki jej nerce, wrócił do prawie normalnego życia i osiągnął swój największy sukces sportowy. Został wicemistrzem świata w biegu narciarskim na trzy kilometry.

Rovaniemi, fińskie miasto położone tuż przy kole podbiegunowym. Siedziba Świętego Mikołaja. To tu niedawno zjechało się z całego świata kilkaset osób po transplantacji, by rywalizować w igrzyskach zimowych. Z

 Piotr Hołubowski: - Biegłem i wiedziałem, że medal jest blisko. Do złota zabrakło mi minuty. (Fot. Sławomir Oskarbski)
Piotr Hołubowski: - Biegłem i wiedziałem, że medal jest blisko. Do złota zabrakło mi minuty. (Fot. Sławomir Oskarbski)
reprezentacją Polski przyjechał m.in. Piotr Hołubowski, nauczyciel wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej nr 11 w Dębicy. Nie spodziewał się, że wróci z medalem.
W biegu na trzy kilometry do zwycięzcy z Austrii zabrakło mu ponad minutę.

- Gdyby w Polsce była zima z prawdziwego zdarzenia, to przygotowałbym się lepiej i powalczyłbym o zwycięstwo. Ale jestem bardzo szczęśliwy. W życiu dużo przeszedłem i ten medal sprawił mi ogromną satysfakcję - cieszy się Hołubowski.

 

 

 

 

NOWINY RYBNICKIE (2008-05-14 Autor: IRENEUSZ STAJER)

Nie zabieraj organów do nieba

REGION. Dobrze zorganizowana w naszym województwie kardiologia i kardiochirurgia to zasługa głównie dwóch ludzi: prof. Zbigniewa Religii oraz prof. Mariana Zembali

Wydanie 2008/20 (2651)
Dział: Z regionu

Dawać człowiekowi drugie życie to coś wyjątkowego. Dlatego operacje przeprowadzane w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu przez jego dyrektora Mariana Zembalę z podziwem i szacunkiem odnotowuje cały medyczny świat. Jeszcze siedem lat temu umierało około 40 proc. chorych po przeszczepie. Dzisiaj ten procent to 8, góra 10 proc. – Dlatego, że dzisiaj przygotowujemy chorych do przeszczepu, używając bardzo precyzyjnych testów prognozujących czas przeżycia. To dodatkowe badania poziomu hormonu DNP, zużycia tlenu, kwasu moczowego oraz inne badania biochemiczne. One pozwalają nam na stwierdzenie w grupie, jak dużego ryzyka jest chory –wyjaśnia profesor. Serce nie potrafi nam powiedzieć, że jest przeciążone. Dlatego najczęściej po prostu odmawia dalszej współpracy. Wystarczą jednak najprostsze badania, pomiary podstawowych parametrów jak poziom ciśnienia, cholesterolu czy glukozy, cholesterolu, a możemy kontrolować i poznać stan swojego

Pacjent z Namysłowa w ósmym dniu po przeszczepie serca (9 listopada 2007)
Pacjent z Namysłowa w ósmym dniu po przeszczepie serca (9 listopada 2007)
organizmu.
Co zmieniło się od czasów pierwszego przeszczepu serca? – Transplantologia poszła do przodu i wbrew pozorom ma się dobrze. Zmieniło się też nastawienie do kwestii oddawania organów do przeszczepienia. Poza tym przeszczepy są dzisiaj rutynową metodą leczenia, dającą doskonałe rezultaty – stwierdza prof. Zembala. Jak dodaje, przeszczepy wielu osobom przedłużają życie. 80 proc. pacjentów uzyskuje pełną wydolność fizyczną, a 40 proc. wraca do swojej poprzedniej pracy.

 

Gazeta Wyborcza

 

GAZETA WYBORCZA (2008-06-05 Autor:PRZEMYSŁAW IWAŃCZYK)

 

Agata Mróz-Olszewska
 
 
 

Pożegnanie Agaty

Ze złotym medalem na szyi pomyślałam, że pokonam chorobę - mówiła Agata Mróz. W heroicznej walce dopingowała ją cała Polska. Wczoraj jedna z najlepszych siatkarek świata zmarła. Miała 26 lat.

- Jestem przerażona, ale nie załamuję się. Nie mogę polec, przynajmniej w psychicznej walce z chorobą. Tym razem się uda, bo mam dla kogo żyć. Będę walczyć dla rodziców, męża, przyjaciół. Boję się cholernie, ale to dla mnie jedyna szansa na wyleczenie - mówiła mi w lutym, gdy szła do szpitala, by urodzić dziecko, a potem poddać się przeszczepowi.

Zawsze uśmiechnięta, pogodna, była dobrym duchem drużyny. Na wiadomość o śmierci koleżanki reprezentacja Polski przerwała wczoraj trening, bo siatkarki nie były w stanie ćwiczyć. Załamani są kibice, którzy litrami oddawali krew, by ratować Agatę. - Jej historia dodawała otuchy ludziom chorym, niepełnosprawnym. Dawała nadzieję, że z każdą chorobą można wygrać, że można wiele osiągnąć mimo przeciwności losu. A teraz? Teraz nawet nie wiem, co powiedzieć - mówi Marian Wnuk, wiceprezes Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Osób Niepełnosprawnych Ruchowo, który od lat nie opuścił żadnego meczu siatkarek z Bielska, gdzie grała kiedyś Agata Mróz.

Zespół mielodysplastyczny to choroba szpiku kostnego. Zbyt mała liczba płytek krwi powoduje osłabienie organizmu, który podatny jest na infekcje. Nie można przy tym brać antybiotyków ani leków przeciwbólowych. Dopadła Agatę w połowie trzeciej klasy sosnowieckiego liceum. Gdy lekarze kazali jej rzucić sport, załamała się. - Moje życie przebiegało od jednej wizyty u lekarza do drugiej. Każde badanie krwi było wielkim stresem. Do tego pokłute żyły i blizny na rękach - wspominała trzy miesiące temu. Po trzech latach wyniki poprawiły się jednak na tyle, że wróciła do siatkówki. I doszła do szczytu. Dwa razy zdobyła z reprezentacją mistrzostwo Europy. - Ze złotym medalem na szyi pomyślałam, że pokonam chorobę. Liczyłam, że Bóg uśmiechnął się do mnie na dobre - mówiła mi w lutym.

Gazeta Pomorska

 GAZETA POMORSKA (2008-06-06 Autor: HANKA SOWIŃSKA)

Idzie, płynie, by im podziękować

Zobaczcie. Te narządy się nie marnują. Tak wyglądamy. Mało, że żyjemy, to jeszcze tyle możemy.

Możemy czasami więcej niż przeciętny człowiek. I za to wam dziękujemy.

Ma 52 lata, z zawodu jest rehabilitantem, od 2000 r. pełni funkcję koordynatora zespołu transplantacji nerek w Szpitalu Uniwersyteckim w Bydgoszczy. W 1997 r. przeszedł w Poznaniu zabieg przeszczepienia nerki, dwa lata temu stracił narząd.
- Sportowcem jestem od zawsze. Uprawiam chód sportowy, pływam. Jestem bardzo ruchliwy, ciekawy świata - mówi Andrzej Marciniak.


Po to, by dziękować
Wiele rzeczy jest ważnych, ale najważniejsze, to pokazać się na stadionie. Tak, by wszyscy, nie tylko rodziny tych, którzy podzielili się sobą po śmierci i żywi dawcy, zobaczyli. Że narządy się nie zmarnowały, że tyle ludzi żyje. Że nerki, serca, wątroby, płuca - w niebie nikomu niepotrzebne - tu, na ziemi, tak bardzo się przydają.
Tych, którzy dostali drugie życie widać w Toruniu od wczoraj. Bo właśnie w mieście Kopernika od czwartku rozgrywane są III Mistrzostwa Polski dla Osób po Transplantacji i Dializowanych.

Przyjechało prawie 60 pacjentów - sportowców z całego kraju. Pan Andrzej jest jednym z nich. Przede wszystkim jednak jest organizatorem (z ramienia Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji) tej imprezy.

 Andrzej Marciniak (z lewej w dolnym rzędzie): - Zawody robimy po to, by podziękować dawcom i ich rodzinom. A także, by szerzyć ideę dzielenia się narządami i ideę transplantologii, właśnie poprzez sport. To nas, ludzi z Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji główny cel. (Fot. ze zbiorów Andrzeja Marciniaka)
Andrzej Marciniak (z lewej w dolnym rzędzie): - Zawody robimy po to, by podziękować dawcom i ich rodzinom. A także, by szerzyć ideę dzielenia się narządami i ideę transplantologii, właśnie poprzez sport. To nas, ludzi z Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji główny cel. (Fot. ze zbiorów Andrzeja Marciniaka)
- Po raz pierwszy w mistrzostwach biorą udział bliscy tych, którzy oddali swoje narządy do przeszczepienia i sami dawcy. Zawody robimy po to, by im podziękować. A także, by szerzyć ideę dawstwa i transplantologii, właśnie poprzez sport. To nas, ludzi ze stowarzyszenia, główny cel. Czasami muszę stopować koleżanki i kolegów, którzy swoje ambicje sportowe przedkładają nad tę ideę - podkreśla.

Gazeta Wyborcza
 

 

AAAby nerkę oddać

W Norwegii 45 proc. przeszczepianych nerek pochodzi od żywych dawców. W Polsce zaledwie 3 proc. Czy zwiększenie tej liczby to szansa dla polskiej transplantologii?

W ubiegłym roku w Polsce przeszczepiono 652 nerki - o 237 mniej niż w 2006 i aż o 412 mniej niż w 2005 r. Jedną z przyczyn tej zapaści było głośne aresztowanie dr. G. Pod koniec maja 2008 r. lista oczekujących na nerkę liczyła 1405 osób, a średni czas oczekiwania na narząd od przeprowadzenia pierwszej dializy przekroczył już trzy lata.

Chorwacki napastnik Ivan Klasnić w poniedziałkowym meczu z Polską został pierwszym zawodnikiem z przeszczepioną nerką, który nie tylko grał ale i strzelił gola na Mistrzostwach Europy, Klagenfurt, 16 czerwca, 2008 r.
Chorwacki napastnik Ivan Klasnić w poniedziałkowym meczu z Polską został pierwszym zawodnikiem z przeszczepioną nerką, który nie tylko grał ale i strzelił gola na Mistrzostwach Europy, Klagenfurt, 16 czerwca, 2008r. Fot. Martin Meissner AP
Jak zaradzić kryzysowi? M.in. poprzez zwiększenie udziału żywych dawców. Na spotkaniu poświęconym transplantologii usłyszałem, że to jedyna szansa na zwiększenie liczby przeszczepianych nerek. Pobieranie od zmarłych z różnych powodów kuleje i trzeba zwrócić się w stronę żywych - argumentowano Tym bardziej, iż przykład wielu krajów pokazuje, że to możliwe. W Japonii pobiera się nerki wyłącznie od dawców żywych. W USA przeszczepia się więcej nerek od żywych niż od zmarłych. W Norwegii odsetek ten wynosi 45 proc., w Szwecji 20.

Tymczasem w Polsce od lat liczba nerek od dawców żywych utrzymuje się na krańcowo niskim poziomie. W 2004 r. - 22 przeszczepy, w 2005 - 29, rok później - 18, w ubiegłym roku - 22.

Wiosną 2007 r. lekarze zauważyli "efekt dr. G.". Ponieważ dramatycznie spadła liczba przeszczepów od zmarłych, zgłaszali się żywi, zdając sobie sprawę z tego, że to może być jedyny sposób na uratowanie kogoś z rodziny. Na początku tego roku wystąpił "efekt Salety" (ten znany bokser oddał swoją nerkę córce) - wielu ludzi po raz pierwszy dowiedziało się z mediów, że można komuś bliskiemu oddać nerkę.

Łącznie od początków polskiej transplantologii wszczepiono u nas 359 nerek od żywych dawców. To zaledwie 2,7 proc. wszystkich zabiegów.

 
Gazeta.pl Bydgoszcz

GAZETA WYBORCZA - BYDGOSZCZ (2008-06-27 Autor: ANNA TWARDOWSKA)

Jak ratuje się transplantologię w Bydgoszczy

Gazeta Bydgoszcz

Klinika transplantologii Szpitala Uniwersyteckiego znalazła subtelny, ale bezpośredni sposób dotarcia do potencjalnych dawców. Rozkłada na każdym oddziale lecznicy zielone kartki z "Oświadczeniami woli".

Aleksandra Woderska, koordynator ds. przeszczepów w Szpitalu Uniwersyteckim, dba, żeby skrzyneczki z deklaracjami, rozłożone w klinikach Szpitala Uniwersyteckiego, nigdy nie były puste Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz / AG
Aleksandra Woderska, koordynator ds. przeszczepów w Szpitalu Uniwersyteckim, dba, żeby skrzyneczki z deklaracjami, rozłożone w klinikach Szpitala Uniwersyteckiego, nigdy nie były puste Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz / AG
Kartoniki umieszczono w specjalnej skrzyneczce. Są dostępne zarówno dla pacjentów lecznicy, jak i rodzin odwiedzających chorych. - Wzięłam, wzięłam. To bardzo mądry sposób propagowania transplantacji - przyznaje Marta Mikulska, którą wczoraj spotkaliśmy w szpitalu. - Mój tato leży na kardiologii i podczas odwiedzin zwróciłam uwagę na "Oświadczenia". Jak człowiek nie przychodzi do szpitala, to nie myśli o takich rzeczach, ale kiedy zachoruje ktoś bliski i pojawi się strach o jego życie, to wtedy trudno nie zastanowić się, co można zrobić, żeby śmierć nie była tylko końcem.

 

Deklarację wypełnił też Karol Jakubczyk, chłopak odwiedził w szpitalu babcię. - Była akurat na jakimś badaniu, więc trochę się pokręciłem po korytarzu i znalazłem "Oświadczenie". Wypełniłem, dlatego że zaimponował mi piłkarz chorwacki Ivan Klasnić, który strzelił naszej reprezentacji gola na Euro. On jest po transplantacji nerki. Skoro można tak efektywnie żyć po przeszczepie, to chyba warto zgłosić się jako potencjalny dawca?

 

Tygodnik Powszechny

TYGODNIK POWSZECHNY (2008-07-06 Autor: ELŻBIETA ISAKIEWICZ)

Żelazna Alicja

 W jej filozofii nie ma ważniejszego słowa niż „walka”. Przeciąganie liny między tym a tamtym światem.

Kiedy 2 czerwca Agatę Mróz przetransportowano do kliniki intensywnej terapii, prof. Alicja Chybicka wierzyła, że ona wróci. Nawet kartkę z jej imieniem i nazwiskiem zostawiła w drzwiach sali, w której Agata leżała po przeszczepie. Była przy niej tego ranka, gdy umierała. Kilka godzin później na konferencji prasowej wyznała: „Ja bym zwariowała, gdyby nie wiara, że śmierć jest przejściem do lepszego świata”.

Front Kliniki Transplantologii Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Akademii Medycznej przy ul. Bujwida we Wrocławiu, której szefuje Chybicka, zdobią kolorowe malunki – żeby dziecko nie bało się tu wejść. O tych dzieciach powiada: moje. Przez 33 lata istnienia kliniki miała dziesiątki tysięcy pacjentów.

Alicja Chybicka, Wrocław, czerwiec 2008 r. / fot. Bartłomiej Sowa
Alicja Chybicka, Wrocław, czerwiec 2008 r. / fot. Bartłomiej Sowa
Gdy jeszcze na studiach zaczyna pracę jako wolontariuszka w organizowanym właśnie oddziale hematologicznym, koledzy pukają się w głowę: „Co to za sens iść do umieralni”. O motywach swojej decyzji mówi po latach: – Nie kryła się za nią tradycja rodzinna. Nie wynikała z rozmyślań ani z kalkulacji (w tej specjalizacji pracują pasjonaci, nie buchalterzy). Przyszła łatwo. Zawsze chciałam zajmować się dziećmi i tyle.

Drobna, śniadej karnacji, z klasycznymi rysami i włosami upiętymi w kok kojarzy się raczej z tancerką flamenco. Ale koledzy mają rację. W latach 70. warunki na tym oddziale są fatalne. Jedno oczko klozetowe przypada na 25 dzieci. Straszna bieda, brakuje lekarstw, sprzętu. Wieczorami Chybicka siada przy łóżkach, opowiada chorym bajki, bo wtedy matkom nie wolno było przebywać z dziećmi. Nawet nie zdąża się do nich przyzwyczaić – w tym czasie na lepszy świat wędruje 85 proc. pacjentów. W pamięci zostają ich pergaminowe twarze.

– Nie mam pretensji do Pana Boga, że dziecko cierpi, umiera, choć czasem sobie popłaczę – zapewnia spokojnie Chybicka, podpisując w swoim gabinecie studenckie indeksy. – Nie mnie recenzować Jego wyroki.

Po tylu latach obcowania ze śmiercią wie, że jeśli człowiek musi ten świat opuścić, to go opuści, nawet gdyby lekarz stawał na głowie. Ale przecież nigdy nie wiadomo, jak Pan Bóg zawyrokował, więc człowiek musi walczyć – to jej filozofia. Nie ma ważniejszego słowa w tej filozofii, nie ma ważniejszego słowa w tej klinice niż „walka”. Przeciąganie liny między tym a tamtym światem.

Po prośbie


Walka Alicji Chybickiej zaczyna się o piątej rano, bo w ciągu dnia nie ma czasu na wertowanie medycznej literatury, zapoznawanie się z najnowszymi badaniami, a w tej dziedzinie lekarz niedokształcony nie ma ze śmiercią szans. Kiedy na świat przychodzi trójka jej dzieci, do walki o te tysiące cudzych włącza się mąż Ryszard, inżynier elektronik. To on wychowuje ich dwóch synów i córkę, gdy ona dyżuruje w szpitalu i pnie się po szczeblach naukowej kariery. I bywa tak, że Alicja próbuje coś wyegzekwować od własnych dzieci, a one chowają się za plecy ojca albo grożą, że „wszystko powiedzą babci”, bo to babcia gotuje i wyciera nos. Pomaga też dziadek i ciotki; można powiedzieć, że cała rodzina walczy.

Z nastaniem niepodległej Polski walka ze śmiercią nieoczekiwanie zyskuje potężnego sojusznika: wolność.

 

Gazeta Wyborcza
 

Serce maleńkie jak orzeszek

Dziewięciomiesięczna Ula dostała nowe serce w klinice w Zabrzu. To pierwsza w Polsce transplantacja u niemowlęcia.

Image Ledwo dziewięć miesięcy temu Ula przyszła na świat, a już jakby narodziła się na nowo. Kilka dni temu zabrzańscy kardiochirurdzy wszczepili jej nowe serce.

putBan(62);
Gdy lekarze opowiadają o operacji Uli, jej mama Kasia ma oczy mokre od łez. Kiedy sama zaczyna mówić, głos co chwila więźnie jej w gardle: - Córka urodziła się w październiku. Wydawało się, że jest zdrowa. Od piątego miesiąca życia zaczęła się dziwnie pocić.

Pediatra w Zielonej Górze, gdzie mieszkają, kazał zrobić zdjęcie rentgenowskie i wtedy okazało się, że serce Uli jest za duże. Dziecko trafiło do specjalistycznej kliniki w Poznaniu. Rozpoznanie: kardiomiopatia gąbczasta - dziwna i do niedawna nieznana bliżej choroba. Między włóknami mięśnia sercowego, które normalnie biegną jedno obok drugiego, pojawiają szczeliny, przez które zaczyna przepływać krew. Serce jak gąbka - robi się coraz większe i coraz słabsze.

Ula ma zaledwie sześć miesięcy, kiedy lekarze mówią, że uratuje ją tylko przeszczep. Jej serce jest już tak wielkie jak u dorosłego człowieka.

Ale nowe serce dla Uli musi być malutkie, dawcą musi być więc zmarłe dziecko. To trudna sytuacja. Nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle znajdzie się dawca. A jednak: niespełna trzy miesiące później Kasia odbiera telefon z Zabrza. Słyszy: przyjedzie po nie zaraz karetka, znalazło się serce dla Uli.

 

Super Nowości
 

Walczą o życie

PODKARPACIE. Ciągle spada liczba dawców organów. Specjaliści głowią się, jak temu zapobiec.

W kolejce po nerkę czeka 85 mieszkańców regionu, 21 zostało zakwalifikowanych do szybkiego przeszczepu nerki, 7 osobom w ubiegłym roku przeszczepiono narząd od dawców spoza regionu, a u nas pobrano organy tylko od dwóch dawców. Na przeszczep trzeba więc czekać kilka lat. Dla wielu za długo.

Specjaliści biją na alarm i zastanawiają się, jak zmienić te statystyki. W tym celu w Iwoniczu Zdroju i w Rzeszowie spotkali się działacze Poltransplantu, dyrektorzy szpitali, władze wojewódzkie, biorcy i ich rodziny.

Tysiące potrzebujących

Na krajowej liście czekających na przeszczepy organów są ponad 2000 osób.

- Niestety, dramatycznie brakuje dawców; w 2007 roku przeszczepiono tylko 674 nerki i 178 wątrób, 64 serc i kilka płuc - mówił na spotkaniu w Rzeszowie prof. dr hab. Wojciech Rowiński z Polskiej Unii Medycyny Transplantacyjnej.

Gazeta Pomorska

I ty możesz być nieśmiertelny

Gdybyśmy o tym myśleli. I z bliskimi częściej rozmawiali.

 Albo - jak mówi ks. Piotr Sadkiewicz z parafii Leśna koło Żywca - najnormalnej w świecie rozumieli przykazanie miłości, moglibyśmy więcej ludzi uratować.

Ale my nie chcemy się sobą dzielić. Nie kochamy bliźniego swego, jak siebie samego. Owszem, mamy wiele empatii dla cierpiących. Chyba coraz więcej... Chętniej przeznaczamy jeden procent podatku, np. na hospicja i stowarzyszenia wspierające chorych, ale donacji ze swoich organów - gdy już umrzemy - czynić nie chcemy. Dlaczego?

Teraz w kolejce po życie czeka ponad 1880 osób. Dla nich medycyna nie zna innej terapii niż przeszczepienie organu.

 Takie plakaty mają wywołać refleksję i zachęcić Polaków do dzielenia się swoimi narządami po śmierci. Na zdjęciu bydgoski dworzec PKP - kwiecień 2007 r. (Fot. Tytus Żmijewski)
Takie plakaty mają wywołać refleksję i zachęcić Polaków do dzielenia się swoimi narządami po śmierci. Na zdjęciu bydgoski dworzec PKP - kwiecień 2007 r. (Fot. Tytus Żmijewski)
Odbijanie od dna
Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że polska transplantologia przeżywa rozkwit. W powstałej osiem lat temu w Bydgoszczy Klinice Transplantologii i Chirurgii Ogólnej rekordowy - pod względem liczby zabiegów przeszczepienia nerki - był 2003 r. Wtedy przeprowadzono aż 114 operacji, rok później 101. Ubiegły rok był najgorszy - dokonano tylko 49 przeszczepień.

Powody zapaści? - Najogólniej mówiąc - spadek zaufania do służby zdrowia, do lekarzy anestezjologów. Tak złe wyniki są następstwem tego, że wiele osób nie chce wierzyć w diagnozę, w to, że mamy do czynienia ze śmiercią mózgu - tłumaczył na początku 2007 r. prof. Zbigniew Włodarczyk, szef bydgoskiej kliniki transplantologicznej.

Kilka tygodni później CBA aresztowało warszawskiego kardiochirurga, którego oskarżono nie tylko o przyjmowanie łapówek, ale także umyślne spowodowanie śmierci pacjenta (słynna konferencja ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro i jego słowa, że "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie"; w sierpniu tego roku krakowski sąd zdecydował, że były minister musi przeprosić doktora Mirosława G.; wyrok nie jest prawomocny).

 
Rzeczpospolita

Stolarz z damską dłonią

Pionierski zabieg w Trzebnicy. Chirurdzy przeszczepili młodemu mężczyźnie dłoń. Dawcą była kobieta.

Na świecie zalewie ok. 20 osobom przeszczepiono cudze dłonie, a zabiegów wykonano ok. 35 (były przypadki transplantacji obydwu dłoni).

Podczas sobotniej operacji w Trzebnicy 29-letniemu stolarzowi spod Wrocławia przyszyto kobiecą dłoń. – Takie wypadki zdarzały się na świecie – mówi dr Jerzy Jabłecki, ordynator Oddziału Transplantacji. – Z anatomicznego punktu widzenia nie ma to kompletnie znaczenia. Nikt nie zastanawia się przecież przy transfuzji krwi czy transplantacji nerki lub serca nad płcią dawcy.

29-letni Damian żył bez prawej dłoni od ośmiu lat. Od dwóch lat oczekiwał na dawcę. Okazała się nim starsza od niego o kilkanaście lat kobieta, która zginęła w wypadku. Operację przeprowadzono w sobotę, trwała ponad 12 godzin. Była trudniejsza niż ta sprzed dwóch lat, gdy transplantowano rękę Leszkowi Opoce. Był pierwszym polskim pacjentem, który otrzymał kończynę od innego dawcy.

– Było znacznie więcej elementów anatomicznych, a największy problem stanowiło zespolenie ścięgien – mówi dr Jabłecki. – U biorcy były w zaniku. Ale udało się, niewielkie ruchy może wykonywać już teraz.

Zdaniem trzebnickich lekarzy 29-letni stolarz uzyska sprawność transplantowanej kończyny za pół roku. – Pacjent odzyska ponad 60 proc. sprawności zdrowej ręki – wyjaśnia dr Jabłecki. – Pisanie długopisem czy na komputerze, posługiwanie się łyżką nie będzie problemem, ale czynności wymagające precyzji są poza zasięgiem.

Według dr. Jabłeckiego przeszczepiona dłoń nabierze cech męskich i upodobni się do zdrowej. Chodzi m.in. o karnację, owłosienie i tym podobne cechy. Na pewno jednak nie upodobnią się odciski palców.

Operacja została sfinansowana ze środków Poltransplantu. Kosztuje nieco więcej niż przeszczep nerki. W bazie oczekujących na przeszczep przez jedyny w Polsce trzebnicki ośrodek transplantacji kończyn figuruje 12 osób.

 

 

Express Bydgoski

 

 

Dawcy narządów żyją dłużej

W Anglii każdy może zostać altruistą. U nas o tym, czy można zostać dawcą, decyduje czasami sąd

 Obchodzony w ubiegłym tygodniu Światowy Dzień Donacji i Transplantacji przeszedł w mediach prawie bez echa.

Równie marginalnie traktowany jest w Polsce temat przeszczepów rodzinnych, którym tegoroczne obchody były poświęcone.

Operacja przeszczepienia nerki prowadzona przez dr. Macieja Słupskiego w Klinice Transplantologii i Chirurgii Ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego
Operacja przeszczepienia nerki prowadzona przez dr. Macieja Słupskiego w Klinice Transplantologii i Chirurgii Ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego
W krajach skandynawskich i w USA przeszczepy narządów od dawców żywych przekraczają 50 procent wszystkich transplantacji. W Wielkiej Brytanii w ubiegłym roku świadomie przekazało swoje organy potrzebującym około 800 osób. W Polsce 40 osób! W większości rodzice dzieciom.

O tym, że polska medycyna transplantacyjna przeżywa kryzys mówi się od początku ub.r., kiedy wyszła na jaw sprawa dr Mirosława G., warszawskiego transplantologa oskarżonego publicznie przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę o zabójstwo pacjenta. Jak pokazał czas, oskarżenie nie miało podstaw w uznaniu prokuratury, za to uderzyło w polską transplantologię. Wzrosła nieufność pacjentów wobec lekarzy (wg ankiety Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego 60 procent społeczeństwa wyraziło brak zaufania do przedstawicieli ochrony zdrowia) i drastycznie spadła liczba pobrań narządów od zmarłych dawców oraz przeprowadzonych przeszczepień. W najlepszym, jak dotąd, roku 2005 ponad 1400 biorców otrzymało nowy narząd. W 2007 r. zaledwie 958. Jednocześnie w Krajowym Rejestrze Sprzeciwów nastąpił gwałtowny wzrost zgłoszeń od osób, które nie zgadzają się na pobranie narządów po swojej śmierci. Jest tam w tej chwili ok. 24 tys. nazwisk. 

Express Bydgoski
 

Senior i junior popłyną nerka w nerkę

Ojciec podarował nerkę synowi. Czują się świetnie. Na początku października wystartują w zawodach pływackich.

Andrzej Lewandowski z Warszawy niemal z dnia na dzień dowiedział się, że całkowita niewydolność nerek to w jego przypadku kwestia czasu.

- Trafiłem do szpitala, bo zacząłem się gorzej czuć. Okazało się, że to coś poważniejszego, w dodatku na leczenie już za późno. Lekarz powiedział, że najlepszy byłby przeszczep - opowiada 39-letni mężczyzna.

Na pół roku trafił na dializoterapię, w tym czasie jego rodzice przygotowywali się do przeszczepu rodzinnego.

- Mama chciała mi dać nerkę, ale nie było zgodności grupy krwi. Okazało się za to, że idealna zgodność krwi i antygenowa tkanek jest między mną i tatą - mówi Andrzej Lewandowski.

- Nie zastanawiałem się ani przez moment. Nad czym tu się zastanawiać - opowiada ojciec, również Andrzej (62 lata).

 

 

Serwis Głosu Szczecińskiego

Profesor Zieliński pierwszy w Polsce przeszczepił wątrobę

Profesor Stanisław Zieliński, szczeciński transplantolog, opowiada o swojej pierwszej operacji przeszczepu wątroby.

- Jak się czuje człowiek, który dokonał pierwszego przeszczepu wątroby w Polsce?
- Zupełnie zwyczajnie. To było wiele lat temu, w roku 1987. Operacja jak każda inna, choć w Polsce nie była wykonywana, a na tak zwanym zgniłym Zachodzie robiono to rutynowo. Nie jest to żaden mój wynalazek, tylko przeniesienie tego, co robili w krajach bardziej rozwiniętych do nas.

- Jednak nikt przed Panem tego nie zrobił. Skąd u Pana taka odwaga, a może determinacja?

prof. Stanisław Zieliński (Andrzej Szkocki)
prof.Stanisław Zieliński. (fot. Andrzej Szkocki)
- No odwaga, ale i ryzyko. Sporo można się nauczyć z książek i podglądania mistrzów, ale potem trzeba to zrobić samemu i to jest co innego. Pewne ryzyko się w tym kryje. Nasz pierwszy chory, którego przeszczepiliśmy w grudniu 1987 r., zmarł po kilku dniach. Nie wiedzieliśmy dlaczego. Teraz to już wiemy. Był to zator tętnicy wątrobowej. Powody do podjęcia takiej ryzykownej operacji były bardzo poważne. Chory miał olbrzymiego raka położonego w centralnej części wątroby i szans na przeżycie kilku tygodni to już nie miał, więc powiedzieliśmy pacjentowi, że ryzyko jest duże, że leczenia lepszego nie ma, to jeśli chce zaryzykować, to my się takiej operacji podejmiemy. No i zrobiliśmy to. Takie operacje oglądałem w Niemczech w Goeteborgu u lekarza, który był wówczas kimś w rodzaju nieformalnego mistrza Niemiec. Mieliśmy wtedy już doświadczenie z przeszczepami nerek, które robiliśmy od bodajże siedmiu lat. Po początkowych kłopotach to szło dobrze. Poza tym istniała taka potrzeba. Byli chorzy, dla których to było jedyne wyjście, gdy wątroba jest zupełnie zniszczona. I tych ludzi jest około 700-800 w Polsce rocznie. Jak się nie doczekają przeszczepu, a to czekanie wiąże się ze znalezieniem odpowiedniego dawcy, to umierają.

 

 

Echo Dnia

ECHO DNIA (2008-10-24 Autor: IZA BEDNARZ)

Promowali transplantologię w Kielcach.

Mojemu dziecku już nie można pomóc, ale można pomóc innym - zdecydował kielczanin, który wyraził zgodę na pobranie z ciała zmarłego syna narządów do transplantacji.

Jan wyjął z szafy niebieską koszulę, jasną marynarkę, starannie się ogolił. Przed wyjściem z domu jeszcze raz rzucił w lustro kontrolne spojrzenie. Bo człowiek, który daje świadectwo życia i śmierci, musi wyglądać schludnie.

Sala w Kieleckim Centrum Kultury huczała od głosów uczniów kieleckich gimnazjów, którzy przyszli na galę zorganizowaną 21 października przez Stowarzyszenie Osób z Niewydolnością Nerek "Sztuczna Nerka”. Ludzie po transplantacji zaprosili docenta Andrzeja Chmurę - wybitnego transplantologa, opiekuna polskich

 O idei darowania organów do transplantacji mówił w Kielcach również Przemysław Saleta, znany bokser, który oddał jedną nerkę swojej córce Nicoli. (fot. A. Piekarski)
O idei darowania organów do transplantacji mówił w Kielcach również Przemysław Saleta, znany bokser, który oddał jedną nerkę swojej córce Nicoli. (fot. A. Piekarski)
sportowców po transplantacji, Przemysława Saletę - znanego boksera, który promuje dawstwo rodzinne, po tym jak oddał jedną nerkę swojej córce, żeby przekonali mieszkańców województwa świętokrzyskiego do idei darowania narządów do transplantacji. Świętokrzyskie jest na szarym końcu Polski pod względem liczby pobrań narządów do przeszczepów. W 2008 roku dokonano w naszym regionie tylko pięciu pobrań, mogło być co najmniej trzy razy więcej, ale rodziny zmarłych nie wyraziły zgody. Jerzy Pyrek, szef stowarzyszenia "Sztuczna Nerka” sam ponad pięć lat po przeszczepie nerki - przedstawiał gości.

Kiedy doszedł do: ”witamy przedstawiciela rodziny, która wyraziła zgodę na pobranie od ich bliskiego narządów do transplantacji”, na sali zapadła cisza. Jan nie podniósł się z miejsca. Jeszcze nie był gotów, żeby stanąć ze wszystkimi twarzą w twarz. Rana jest jeszcze zbyt świeża.

 

 

 
 

 

Dlaczego warto zostać dawcą?

Z docentem Andrzejem Chmurą, transplantologiem, rozmawiamy o tym, dlaczego warto żyć po śmierci.

To jest naturalne, że jeśli dzieje się coś złego z dzieckiem i rodzic może pomóc, bez wahania oddaje narząd do przeszczepu. Natomiast brakuje dawców rodzinnych. Dlaczego?

- Jeśli chodzi o dawstwo rodzinne, rodzic dziecku, jesteśmy mniej więcej na tym samym poziomie, co reszta świata. Około 30 procent nerek przeszczepianych dzieciom pochodzi od dawców żywych. To praktycznie

 Dr hab. nauk medycznych Andrzej Chmura
Dr hab. nauk medycznych Andrzej Chmura (Fot. Aleksander Piekarski)
wystarczy, bo na około 200 dzieci rocznie dializowanych w Polsce, przeszczepia się 40 nerek rocznie. Natomiast dużo większe potrzeby są w klinice osób dorosłych, oczekujących na przeszczep. W Skandynawii, zwłaszcza w Norwegii, która przewodzi światu pod względem dawców spokrewnionych, około 50 procent przeszczepień jest rodzinnych. Ludzie są tak nastawieni na pomoc innym, że wręcz dziwią się, kiedy ktoś sam nie występuje z inicjatywą.

* U nas ludzie nie występują z taką inicjatywą.

- Chyba nie czują się bezpieczni. Wokół transplantologii w ubiegłym roku było bardzo dużo złych przekazów. Nawet ówczesny minister zdrowia, który sam był transplantologiem, nie zadbał o to, żeby to wszystko zostało wyjaśnione i zdementowane, czym sobie zasłużył na bardzo dużą dezaprobatę środowiska transplantacyjnego. Nie ujmując zasług profesora Religi jako kardiochirurga i transplantologa, to nie popisał się jako przedstawiciel rządu. 

Dr hab. nauk medycznych Andrzej Chmura, jest kierownikiem Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej w Instytucie Transplantologii w Warszawie, konsultantem wojewódzkim ds. transplantologii na Mazowszu, inicjatorem i współzałożycielem Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji, lekarzem i team-menedżerem polskich sportowców po transplantacji.

 

Reuters

 

Pope assails organ trade, warns on transplants

VATICAN CITY (Reuters) - Pope Benedict condemned the trade in human organs as an abomination on Friday and urged caution in removing organs for transplant from dying donors who might not actually yet be dead.

Image The pontiff told scientists and bioethicists meeting at the Pontifical Academy for Life that the worldwide illegal organ trade often made victims of innocent people, including children.

Buying and selling of human organs is a lucrative business for suppliers and countries that allow foreign "transplant tourists" to have operations they cannot get at home. Organs are often bought from poor peasants and sometimes harvested from condemned prisoners.


Science has helped to better determine the moment of death, he said, and scientists should push to make this even more precise.

"There must not be the slightest suspicion of arbitrariness. Where certainty cannot be achieved, the principle of precaution must prevail," he said.

 
Przekrój
 

 Lek na przeszczepy

Do szpitali trafi 250 koordynatorów, którzy będą szukać narządów do przeszczepów

Ministerstwo Zdrowia chce stworzyć sieć koordynatorów do spraw transplantologii. Będą pracować w szpitalach, które spełniają warunki do pobrania narządów od zmarłego dawcy. – Dotąd system opierał się na lekarzach, którzy z własnej inicjatywy zajmowali się wyszukiwaniem dawców – mówi profesor Janusz Wałaszewski, szef publicznego centrum organizacyjno-koordynacyjnego Poltransplant. Inicjatywa lekarzy osłabła w 2007 roku po prokuratorskiej nagonce na transplantologów, w tym po oskarżeniu kardiochirurga ze szpitala MSWiA o handel organami. Liczba dawców wynosząca około 500 osób rocznie spadła o połowę.

Z doświadczeń hiszpańskich wynika, że po uruchomieniu sieci poszukiwaczy liczba dawców może się potroić. Łukasz Ostalski/Reporter
Z doświadczeń hiszpańskich wynika, że po uruchomieniu sieci poszukiwaczy liczba dawców może się potroić. Łukasz Ostalski/Reporter
W Hiszpanii, gdzie 19 lat temu powstała sieć koordynatorów, dawców przybyło z blisko 650 do 1500 (na 46 milionów mieszkańców).
Warszawski Uniwersytet Medyczny od roku prowadzi studium podyplomowe dla koordynatorów przeszczepów. Przeszkolił już prawie 90 lekarzy oraz pielęgniarek, którzy sami płacili za naukę. Ministerstwo zdecydowało, że teraz koszty szkolenia będzie pokrywać budżet państwa.
Resort zamierza w ciągu trzech lat przeszkolić 250 koordynatorów. Publicznych szpitali, które spełniają warunki do pobrania narządów, jest w Polsce 350 (na ogólną liczbę 700), choć narządy pobiera się w 120. Z danych Poltransplantu- wynika, że ponad połowa narządów do przeszczepów pochodzi z 10 szpitali, w których już pracują koordynatorzy szukający potencjalnych dawców i rozmawiający z rodziną.
– Budowa systemu i czekanie na efekty potrwa kilka lat – ocenia profesor Wałaszewski. Potrzebne są bowiem także pieniądze na etaty w szpitalach. Tych w ministerstwie nie ma. – A tak naprawdę, aby system funkcjonował sprawnie, w szpitalu musi pracować nie jeden koordynator, lecz cała grupa – dodaje profesor Wałaszewski. – Nikt nie jest w stanie pracować przez 24 godziny, a w sprawach przeszczepu czujność potrzebna jest całą dobę.   


Agnieszka Fiedorowicz
„Przekrój”, 47/2008

 

 

 

 

Ciało tymczasowo moje

Powoli trzeba się oswajać z myślą, że twarzy, rąk używamy tylko przez określony czas. Po śmierci nasze ciało posłuży komuś innemu. Za 30 lat ten sposób myślenia powinien być już powszechny - mówi prezes Amerykańskiego Towarzystwa Transplantacji Rekonstrukcyjnej prof. Stefan Schneeberger*

Marzena Kasperska: Lekarze przeszczepiają dziś nosy, twarze, kolana, penisy. W Arabii Saudyjskiej przeprowadzono niedawno transplantację macicy.

Prof. Stefan Schneeberger: Ten przeszczep się jednak nie udał. Z powodu postępującego niedokrwienia narządu, macicę trzeba było usunąć. Wiem, że bardzo zaawansowany program transplantacji macicy opracowano w Szwecji. Chodzi o to, żeby kobieta po przeszczepie mogła urodzić dziecko. Po okresie ciąży macica może zostać z usunięta, dzięki czemu pacjentka nie będzie dalej narażona na długotrwałe przyjmowanie leków immunosupresyjnych.

Ze swoim zespołem na Uniwersytecie w Pittsburghu w Pensylwanii pracuję właśnie nad nowymi metodami immunosupresji. Obecnie pacjenci po przeszczepach muszą do końca życia zażywać leki, które z jednej strony zapobiegają odrzutom, ale równocześnie obniżają odporność. Czasami mogą prowadzić do rozwoju schorzeń nowotworowych.

Powiatowy szpital w Trzebnicy. Po prawej Leszek Opoka , pierwszy Polak, któremu przeszcepiono rekę. Od lewej: Damian Szwedo, drugi Polak po przeszczepie ręki, prof. Stefan Schneeberger, Jerzy Jabłecki, ordynator szpitala. Fot. Łukasz Giza / AG
Powiatowy szpital w Trzebnicy. Po prawej Leszek Opoka , pierwszy Polak, któremu przeszcepiono rekę. Od lewej: Damian Szwedo, drugi Polak po przeszczepie ręki, prof. Stefan Schneeberger, Jerzy Jabłecki, ordynator szpitala. Fot. Łukasz Giza / AG
Chcemy, by pacjent przyjmował tylko jeden lek w małej dawce, co zminimalizuje efekty uboczne. Jednocześnie upadnie największy zarzut wysuwany pod adresem transplantologów zajmujących się przeszczepami złożonymi tkanek - że narażają zdrowie człowieka "jedynie" dla poprawy jakości życia, a nie ratowania życia, jak to ma miejsce przy przeszczepach narządowych, np. serca, wątroby czy nerek.

Myślę, że za 5-10 lat zupełnie wyeliminujemy immunosupresję, czyli sprawimy, żeby biorca wykazywał tolerancję wobec obcej dla siebie tkanki, a jednocześnie zachował odporność.

 

 

Gazeta Wyborcza

Choroby złej krwi

- Mieliśmy pacjentkę, która przeszła zakażenia dwoma dość łagodnymi wirusami jednocześnie. Jej układ odpornościowy pobudzony do walki nagle zwrócił się przeciwko płytkom krwi - opowiada "Gazecie" na kongresie w San Francisco hematolog prof. Jerzy Hołowiecki*

Margit Kossobudzka: Panie profesorze, jesteśmy w San Francisco na zjeździe Amerykańskiego Towarzystwa Hematologicznego - największej konferencji medycznej poświęconej krwi. Otacza nas 15 tys. lekarzy, naukowców, specjalistów od nowoczesnych technologii. Burzę mózgów widać na każdym kroku. Czy z tej mąki będzie chleb dla zwykłego człowieka?

Tak wyglądają płytki krwi pod mikroskopem elektronowym. Fot. Science Photo Library
Tak wyglądają płytki krwi pod mikroskopem elektronowym. Fot. Science Photo Library
Prof. Jerzy Hołowiecki: Odkrycia, o których tu się mówi, będą pojawiały się na pierwszych stronach gazet przez najbliższy rok, np. kolejny wysyp nowych leków i odkrycia podważające naszą dotychczasową wiedzę o chorobach krwi.

Np. jeszcze kilka lat temu uczyliśmy studentów, że przewlekła białaczka szpikowa to jedna choroba. Teraz dowiadujemy się, że to cały zespół chorób nowotworowych wrzuconych do tego samego worka z powodu podobnych objawów. Dla porównania szanse przeżycia przy jednej z nich są bardzo małe - kilka miesięcy, najwyżej rok. Przy innej można przez 15-20 lat prawie się nie leczyć i w miarę normalnie żyć.

Szukanie drobnych różnic w komórkach nowotworowych to chyba żmudna i mało spektakularna praca.

- Referaty na ten temat usypiają nawet samych lekarzy i naukowców, a dziennikarze uciekają z nich w popłochu. Ale dla mnie to prawdziwa, choć cicha rewolucja.

Wyniki takich badań są uważnie śledzone przez koncerny produkujące testy i za pół roku na rynku pojawi się test wyszukujący opisywaną tu zmianę w komórce.

 
Gazeta Wyborcza
 

"Polski" przeszczep twarzy

Dr Maria Siemionow, Polka pracująca w klinice w USA, przeprowadziła największy i najbardziej skomplikowany jak do tej pory przeszczep twarzy na świecie.

Był to pierwszy w USA, a czwarty na świecie zabieg tego typu. Z informacji udostępnionych przez klinikę w Cleveland (Ohio) wynika, że odbył się na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni, trwał 22 godziny i brało w nim udział dziesięciu chirurgów. Nieznane są personalia kobiety, która została mu poddana - wiadomo tylko, że jej twarz w wyniku urazu była zniszczona w ogromnym stopniu. Dawczynią była zmarła kobieta, której danych również nie ujawniono.

Dr Siemionow w czasie operacji
Dr Siemionow w czasie operacji. Foto: AP
Zespół z eksperymentalnego wydziału chirurgii plastycznej, kierowany przez dr Siemionow, przeszczepił swojej pacjentce ok. 80 proc. powierzchni twarzy. Zostawiono jedynie jej własne czoło, górne powieki, dolną wargę i brodę.

To jak do tej pory największy i najbardziej skomplikowany przeszczep w historii. Krytycznym momentem zabiegu było przeszczepienie dolnych powiek i połączenie ich z tkankami tworzącymi nos. Przed dr Siemionow nikt wcześniej nie zdecydował się na transplantacje fragmentów skóry wokół oczu - przez ekspertów było to uznawane za absolutnie najtrudniejszy element całego zabiegu. - Jestem niezwykle dumny, że nasz zespół tego dokonał i tak bardzo na korzyść odmienił życie swojej pacjentki - powiedział podczas wczorajszej konferencji prasowej szef kliniki w Cleveland dr Delos M. Cosgrove.

 

 

Gazeta Wyborcza

GAZETA WYBORCZA (2008-12-24 Autor: MARCIN GADZIŃSKI)

Spełniona misja Marii Siemionow

 Chcieliśmy, by nasza operacja była nie tylko sukcesem medycyny, ale przede wszystkim sukcesem pacjenta. Chcieliśmy człowiekowi pomóc na całe życie - opowiada "Gazecie" prof. Maria Siemionow, Polka, która przeprowadziła pierwszą w Ameryce operację przeszczepu twarzy.

Prof. Siemionow, absolwentka Akademii Medycznej w Poznaniu, przed 2-3 tygodniami (nie ujawniono dokładnej daty) przeprowadziła w swojej klinice w Cleveland najpełniejszy zabieg transplantacji twarzy w historii medycyny. Dawcą była anonimowa kobieta, której rodzina wyraziła na to zgodę. Pacjentka, która otrzymała przeszczep, nie będzie podobna do dawcy - bo o wyglądzie decyduje głównie kształt głowy, oczy, mimika.

Sukces Polki przyniósł jej nie tylko medyczną sławę ale i pieniądze na dalszą pracę.Fot. AMY SANCETTA AP
Sukces Polki przyniósł jej nie tylko medyczną sławę ale i pieniądze na dalszą pracę.Fot. AMY SANCETTA AP
W 2005 roku częściowego przeszczepu twarzy dokonali francuscy lekarze, podobną operację wykonali też Chińczycy.
 
Marcin Gadziński: Przygotowywała się pani do tego zabiegu od kilkunastu lat. Czy poszło łatwiej, niż się pani spodziewała?

Prof. Maria Siemionow: To było rzeczywiście spełnienie misji, na które pracowałam 20 lat. Wraz z moim zespołem z Cleveland Clinic byliśmy przygotowani na najtrudniejsze. Poszło w sumie dość gładko. Ale to głównie dzięki wielogodzinnym treningom. Często ćwiczyliśmy w weekendy, w swoim czasie wolnym. W laboratorium anatomicznym wielokrotnie przeprowadzaliśmy symulacje takich operacji.

Polska

POLSKA (2009-01-22 Autor: AMELIA PANUSZKO)

 

Jest recepta na więcej przeszczepów w Polsce

Przeszczep nerki na oddziale nefrologicznym szpitala we Wrocławiu (Š Maciej Kulczyński/POLSKA)
Przeszczep nerki na oddziale nefrologicznym szpitala we Wrocławiu (Š Maciej Kulczyński/POLSKA)
 

 Rozmowy z rodzinami zmarłych, potencjalnymi dawcami organów - to będzie należało do obowiązków koordynatorów ds. transplantologii.

Ich wyszkolenie i zatrudnienie w wytypowanych szpitalach przewiduje znowelizowana ustawa o transplantologii, która 1 stycznia weszła w życie. Ma być receptą na gwałtowny spadek liczby przeszczepów.

Ale szczytna idea już na wstępie może lec w gruzach, a powodem tradycyjnie są pieniądze. Resort zdrowia sfinansuje bowiem przeszkolenie koordynatorów, ale już pieniądze na etaty dla nich muszą znaleźć dyrektorzy szpitali. - Mój szpital ma długi, ma problem z wypłaceniem pensji pracownikom. Skąd mam wziąć dodatkowe pieniądze na kolejny etat? - pyta dyrektor dużego szpitala na Podkarpaciu, w którym można by pobierać narządy do przeszczepów.   

Echo Dnia

ECHO DNIA (2009-02-06 Autor: IZA BEDNARZ)

 

Wojewoda: Oświadczenie woli mam przy sobie

Z Bożentyną Pałką-Korubą, wojewodą świętokrzyskim, rozmawiamy o sprawach życia i śmierci. We wtorek rusza w województwie akcja "Przeszczep to drugie życie”.

Wojewoda świętokrzyski Bożentyna Pałka-Koruba będzie przekonywać z ekspertami i współpracownikami kampanii, że przeszczep to drugie życie. (Ł. Zarzycki)
Wojewoda świętokrzyski Bożentyna Pałka-Koruba będzie przekonywać z ekspertami i współpracownikami kampanii, że przeszczep to drugie życie. (Ł. Zarzycki)
Iza Bednarz: * Pani wojewodo, o transplantologii było już bardzo głośno, zwłaszcza w ubiegłym roku, w kontekście sprawy znanego krakowskiego transplantologa. Dziś wiemy, że ówczesne zarzuty wobec lekarza nie potwierdziły się, ale rozpętanie afery skutecznie zamieszało ludziom w głowach. Nawet ci, którzy do tej pory nie byli przeciwni idei darowania narządów po śmierci, zaczęli się wycofywać. Po co wracać do sprawy przeszczepów, skoro ogromna część ludzi mówi: "Nie oddamy swoich narządów do przeszczepu. Nie chcemy, żeby ktoś manipulował naszymi wątrobami, nerkami”?

Bożentyna Pałka-Koruba: - Ale jest wcale niemała część, która czeka na te wątroby. Bo przecież ludziom, u których stwierdzono śmierć mózgową, na nic one się już nie przydadzą. I to jest powód, żeby popularyzować ideę pobierania narządów, komórek i tkanek.

* Mamy sporo do odrobienia. Województwo świętokrzyskie w porównaniu z resztą Polski wypada gdzieś na szarym końcu pod względem ilości pobrań.
- Jeśli porównamy dane z województw zachodniopomorskiego i świętokrzyskiego w 2007 roku, wynika, że żyjemy w dwóch różnych krajach.

* Do kogo adresowana jest kampania "Przeszczep to drugie życie”?
- Do całego społeczeństwa. Nie stawiamy żadnych ograniczeń. Natomiast będziemy mówili ze szczególnym naciskiem do ludzi młodych, dlatego, że przeszczep narządów rządzi się swoimi prawami i są ograniczenia wiekowe związane z możliwością pobierania i wykorzystywania narządów i tkanek. Na przykład w przypadku szpiku kostnego taką cezurą jest wiek 50 lat.

Echo Dnia

ECHO DNIA  (2009-02-10 Autor: IB)

 

Jak rozmawiać o transplantacji?

Świętokrzyskie przygotowało pierwszy autorski program o tym, jak rozmawiać o transplantacji.

- Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co udało się zrobić w województwie świętokrzyskim. Jest pani pierwszym w Polsce wojewodą, który wyraził zainteresowanie transplantologią i przygotował program, który nazwałem roboczo "Partnerstwo dla transplantologii” - mówił wczoraj w Kielcach profesor Wojciech Rowiński, krajowy konsultant ds. transplantologii inaugurując kampanię "Przeszczep to drugie życie”.

Inicjatorem kampanii jest wojewoda świętokrzyski Bożentyna Pałka-Koruba.
Inicjatorem kampanii jest wojewoda świętokrzyski Bożentyna Pałka-Koruba.
Inicjatorem kampanii jest wojewoda świętokrzyski Bożentyna Pałka-Koruba. Kampania potrwa do końca roku, w jej ramach pedagodzy w szkołach w całym województwie będą przeprowadzali z młodzieżą ponadgimnazjalną lekcje o transplantacji, tłumaczyli dlaczego ważne jest posiadanie przez osoby pełnoletnie oświadczeń woli, zostanie ogłoszony konkurs wśród studentów Uniwersytetu im. J. Kochanowskiego na pracę magisterską podejmującą temat transplantacji, wiosną będzie festyn sportowy, w którym wezmą udział ludzie po przeszczepach, wojewoda skieruje również prośbę do biskupów trzech diecezji - kieleckiej, radomskiej i sandomierskiej o odczytanie w kościołach listu wspierającego ideę transplantologii.

 

SuperNowości

SUPER NOWOŚCI  (2009-02-13 Autor: URSZULA PASIECZNA)

Nie zabieraj ze sobą narządów do nieba

Właściwie cała Polska wschodnia po prawej stronie Wisły jest białą plamą na mapie pobierania organów. Niestety, pod tym względem zajmujemy niechlubne przedostatnie miejsce, tuż przed województwem świętokrzyskim.

- W ubiegłym roku na Podkarpaciu mieliśmy tylko jednego dawcę narządów - nie ukrywa dr nauk med. Tadeusz Nowosad, koordynator transplantologii w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Rzeszowie.

Zdaniem naszego gościa, transplantologia to w Polsce najtrudniejsza dziedzina medycyny, temat szalenie drażliwy i bolesny, zarówno dla lekarzy, jak i społeczeństwa.

- W innej dziedzinie lekarz pomaga pacjentowi przepisując leki albo przeprowadza operację. W transplantologii, żeby uratować ludzkie życie, musi umrzeć inna osoba, od której pobiera się organy.

Gazeta Wyborcza

GAZETA WYBORCZA - RZESZÓW (2009-02-16 Autor: ANNA GORCZYCA)

Tadeusz Nowosad: Mam nadzieję, że wzrośnie liczba dawców

Gazeta Wyborcza - Rzeszów

W szpitalach podkarpackich pracę rozpoczęło ośmiu koordynatorów ds. transplantacji. Ich zadaniem będzie m.in. propagowanie idei transplantologii oraz koordynowanie pobierania narządów.

Rozmowa z Tadeuszem Nowosadem, lekarz anestezjolog, koordynator ds. transplantologii

Anna Gorczyca: Mieszkańcy Podkarpacia nie chcą oddawać swoich narządów do transplantacji. Dlaczego?

Dr Tadeusz Nowosad: Jest kilka przyczyn, jedna tkwi w nas: lekarzach i pielęgniarkach. Nie zawsze potrafimy powiedzieć rodzinie pacjenta, że ten człowiek już nie żyje, że jest w stanie śmierci mózgowej i podłączając mu kolejną kroplówkę, wlewamy ją w trupa. Gdybyśmy potrafili w porę powiedzieć rodzinie, że trzeba odłączyć maszyny, a potem, że narządy tego człowieka mogą uratować kogoś innego, to mielibyśmy dużo więcej transplantacji. Ja sam, dopóki nie skończyłem kolejnej specjalizacji i nie zdobyłem wiedzy, którą mam teraz, postępowałem tak jak większość lekarzy. Nie miałem odwagi, żeby wyłączyć maszyny i nie leczyć zwłok. Druga przyczyna tkwi w mentalności pacjentów i ich rodzin.

Bo boimy się, że godząc się na odłączenie respiratora czy innych urządzeń podtrzymujących bicie serce, przekreślamy szanse na cud? Bo przecież chory ruszył palcem...  

Gazeta Katowice

 GAZETA WYBORCZA - KATOWICE (2009-03-08 Autor: JUDYTA WATOŁA)

Prof. Zbigniew Religa (1938-2009). Fot. Bartosz Bobkowski/AG

  Prof. Zbigniew Religa (1938-2009)

 Pacjenci mówili o Zbigniewie Relidze "święty"

 Kim był Zbigniew Religa? - Świętym człowiekiem - odpowiadali pacjenci. - Wizjonerem - mówili lekarze. A on sam mówił: - Jestem zwyczajny, normalny.

Na jednym z pierwszych zjazdów pacjentów po transplantacji serca Religa wchodzi na salę, gdzie już na niego czekają. Ktoś żartuje: - Profesorze, ci ludzie tutaj to pańskie dzieci. To pan ich wszystkich zrobił.


Religa rozgląda się po sali. Zaczyna płakać. - Rzeczywiście, ale ich narobiłem - rzuca przez łzy.


Urodził się w 1938 roku w małej mazowieckiej wsi. W roku 1963 skończył Akademię Medyczną w Warszawie. Po studiach trafił na oddział chirurgii w szpitalu wolskim. W roku 1968, gdy szefem oddziału został prof. Wacław Sitkowski, zaczęli operować serca. - Kardiochirurgia była wtedy straszna. Ogromna śmiertelność, duże powikłania. Na stole operacyjnym umierał nam co trzeci chory - wspominał po latach.

 

Rzeczpospolita

RZECZPOSPOLITA - WARSZAWA (Życie Warszawy) (2009-03-10 Autor: ANNA WITTENBERG)

 

Profesor Religa podarował mi życie

Pacjent ze słynnego zdjęcia. Chodziłem do kardiochirurga z różami. Ostatni bukiet miał 21 kwiatów. Tyle lat żyję po przeszczepie.

"Jestem nauczycielem. Choruję na serce. Proszę mi pomóc" – od tych słów zaczęła się nasza znajomość – wspomina w rozmowie z

Tadeusz Żytkiewicz pokazuje znaną fotografię z 1987 r., na której widać wyczerpanego po zabiegu Zbigniewa Religę. To właśnie wtedy warszawski nauczyciel otrzymał nowe serce. autor zdjęcia: Rafał Guz źródło: Fotorzepa
Tadeusz Żytkiewicz pokazuje znaną fotografię z 1987 r., na której widać wyczerpanego po zabiegu Zbigniewa Religę. To właśnie wtedy warszawski nauczyciel otrzymał nowe serce. autor zdjęcia: Rafał Guz źródło: Fotorzepa
"Rz" Tadeusz Żytkiewicz, emerytowany nauczyciel w Warszawy, jeden z pierwszych pacjentów zmarłego w niedzielę Zbigniewa Religi. – Trzy zawały sprawiły, że mój kardiolog przestał dawać mi szanse na dalsze normalne życie. Wtedy napisałem krótki list do profesora.

– Prof. Stanisław Pasyk powiedział, że w moim wypadku nie ma mowy o przeszczepie, bo mam ponad 60 lat, więc jestem za stary – opowiada Żytkiewicz. – Jednak Religa nie zgodził się z tym poglądem. Powiedział: - jeśli ma pan zdrowe nerki i płuca, będziemy przeszczepiać.

Żytkiewicz pół roku oczekiwał na telefon z kliniki w Zabrzu. Doczekał się.

To właśnie po tym zabiegu w 1987 r. (rok po wykonaniu przez Religę pierwszego przeszczepu serca w Polsce) wykonano najsłynniejsze zdjęcie profesora, które opublikowano w "National Geographic". Wyczerpany Religa siedzi przy stole operacyjnym, na którym leży pacjent zaplątany w sieć rurek i przewodów. W rogu sali widać młodego lekarza – Romualda Cichonia, który po trudnej, wielogodzinnej operacji usnął, nie dochodząc do łóżka.

 

rp.pl

RZECZPOSPOLITA (2009-04-11 Autor: ALEKSANDRA STANISŁAWSKA)

Nowa twarz przywraca do życia

Po operacji pacjentka może oddychać przez własny nos, pić kawę własnymi ustami. Bez strachu wychodzi na ulicę – mówi prof. Maria Siemionow, autorka pionierskiego przeszczepu twarzy

RZ: Dlaczego akurat przeszczep twarzy? Przedtem zajmowała się pani łatwiejszą i bezpieczniejszą chirurgią ręki.

Prof. Maria Siemionow. Fot. Bartosz Jankowski
Prof. Maria Siemionow. Fot. Bartosz Jankowski
prof. Maria Siemionow: Nie ma łatwych procedur chirurgicznych. Można umrzeć nawet po źle przeprowadzonym wyrwaniu zęba. Rzeczywiście, przeszczep twarzy to bardzo skomplikowany zabieg, w dużej mierze opierający się na mikrochirurgii. Ale z tą akurat dziedziną miałam do czynienia przez wiele lat, kiedy pracowałam jako chirurg ręki.

Kontaktując się z dziećmi, które miały poparzone ręce, zauważyłam, że większość z nich miała również uszkodzone twarze – człowiek, chcąc się ochronić, odruchowo osłania twarz rękoma. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że można zrobić coś więcej dla tych małych pacjentów – nie tylko usprawnić im ręce, ale i przywrócić twarze.

A więc o zmianie specjalizacji zadecydowało współczucie?

Chodzi raczej o humanitarne niesienie pomocy innym. Danie im możliwości powrotu do dawnego życia.

Gazeta.pl Łódż

GAZETA WYBORCZA - ŁÓDŹ (2009-04-11 Autor: AGNIESZKA URAZIŃSKA)

 

Historie osób po przeszczepie serca

Gazeta.pl Łódź

Kasia: Wszyscy pytają, czy się zmieniliśmy. A my jesteśmy tylko trochę bardziej świadomi. I wdzięczni. Ja - rodzicom dziewczyny, którzy zgodzili się oddać do przeszczepu jej serce.

Dominik właśnie się oświadczył. Adam od ośmiu miesięcy jest tatą. Kasia nie chce taryfy ulgowej. A Jan czuje się szczęściarzem i spłaca dług wdzięczności.

Adam Strzebiecki od 12 lat cieszy się życiem z nowym, zdrowym sercem. Fot. Radosław Jóźwiak
Adam Strzebiecki od 12 lat cieszy się życiem z nowym, zdrowym sercem. Fot. Radosław Jóźwiak
To była kobieta


Adama Strzebieckiego dopadło nagle, na siłowni. Miał 19 lat, dużo siły i planów. Źle się poczuł. - Lekarz stwierdził częstoskurcz i już wtedy mówił, że czeka mnie transplantacja - opowiada.

Przez pięć lat pomagały jeszcze leki. Próbował normalnie żyć, pracował na budowie u brata. Później żyć się nie dało. - Serce mi rosło. Dosłownie, niestety. Nie mogłem jeść, pić, spałem na siedząco, żeby się nie udusić - wspomina. Tak było 12 lat temu. Dziś Adam wygląda jak okaz zdrowia. Opalony, przystojny i szczęśliwy. Nosi ze sobą zdjęcie uśmiechniętej, pyzatej dziewczynki. To Antosia, jego ośmiomiesięczna córeczka.

 

Rynek Zdrowia

 

Transplantacje nerek: warto poprawić zgłaszalność biorców

Spośród chorób możliwych do leczenia drogą przeszczepu niewydolność nerek jest tą, w której transplantacje stosuje się najczęściej. Wynika to m.in. stąd, że czas, w jakim nerka może być narażona na niedokrwienie między pobraniem a wszczepieniem, jest najdłuższy spośród wszystkich organów unaczynionych.

Jak tłumaczy prof. Magdalena Durlik, kierownik Kliniki Medycyny Transplantacyjnej i Nefrologii Instytutu Transplantologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, prezes elekt Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego, rozwój technik chirurgicznych, wprowadzanie nowych skutecznych leków immunosupresyjnych, wczesne rozpoznawanie i leczenie procesu odrzucania oraz zapobieganie i leczenie powikłań infekcyjnych przyczynia się do uzyskania bardzo dobrych wyników przeżywalności pacjentów i przeszczepów.

Dla pacjenta i systemu

- Wyniki przeszczepiania nerek w Polsce są bardzo dobre i porównywalne ze światowymi. Roczne przeżycia przeszczepu nerki wynoszą 95%, a pięcioletnie 77%.

Problemem pozostaje poprawa wyników odległych, gdyż z czasem dochodzi do utraty funkcji przeszczepionej nerki i konieczności ponownego leczenia dializami lub wykonania kolejnej transplantacji nerki. Czynny przeszczep nerki po 10 latach ma ponad połowa pacjentów - wyjaśnia pani profesor.

Przeszczep nerki to dzisiaj już taka procedura, o której w wielu przypadkach można z całą pewnością powiedzieć, że jest lepszą alternatywą niż dializoterapia. Lepszą zarówno ze wskazań medycznych, jak i bardziej opłacalną ekonomicznie.

 

Rynek Zdrowia

RYNEK ZDROWIA (2009-05-01 Autor: WR)

 

Ta decyzja nie jest łatwa

W Polsce jeszcze niewiele osób postanawia podarować nerkę bliskim

W kraju w minionym roku przeprowadzono 20 przeszczepów nerek pobranych od osób spokrewnionych. To niewielka liczba - tylko 2,3% wszystkich przeszczepionych nerek - w porównaniu z innymi krajami. W najlepszym pod tym względem 2003 roku ten narząd podarowały bliskim 44 osoby. Wyniki przeżycia nerki uzyskanej od dawcy żywego są lepsze niż takiej, która została pobrana od zmarłego dawcy.

Wiadomo też, że ryzyko utraty funkcji jednej nerki pozostawionej u donatora jest bardzo mało prawdopodobne. Dlaczego zatem dawstwo rodzinne jest w Polsce tak niewielkie? Takie pytanie stawia się prosto, ale odpowiedź na nie jest trudna - tym trudniejsza, jeśli weźmie się pod uwagę wszystkie okoliczności, jakie, decydując się na rodzinny przeszczep, musi rozważyć i dawca, i biorca nerki. Niską statystykę można co prawda tłumaczyć poziomem społecznej wiedzy na temat przeszczepiania, ale w grę wchodzą też trudne do rozstrzygnięcia dylematy moralne, względy ekonomiczne, a także organizacja procedur kwalifikowania i opieki nad dawcą.

Za i przeciw

Jak tłumaczy prof. Magdalena Durlik, kierownik Kliniki Medycyny Transplantacyjnej i Nefrologii Instytutu Transplantologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, istotnym czynnikiem determinującym decyzję o oddaniu nerki jest np. obawa o utratę pracy. Wielu potencjalnych dawców stawia sobie wtedy pytanie: co się stanie z moim zdrowiem, jeśli nie będzie mnie stać na utrzymanie właściwej diety, uporządkowanego trybu życia? Kto w razie niepowodzenia lub powikłań zaopiekuje się dziećmi? Dawca nerki może liczyć co prawda na ubezpieczenie, ale nie jest ono zbyt duże.


Dlaczego w Polsce na nową nerkę czeka kilka razy mniej chorych niż w innych krajach? Może stacje dializ nie kierują chorych na przeszczep, bo im się to nie opłaca?

Iwona ma sylwetkę nastolatki. Nikt by nie pomyślał, że przekroczyła trzydziestkę, gdyby nie ta pożółkła cera i zniszczone ręce. To dlatego, że jej nerki nie działają i cały organizm jest nieustannie zatruwany.

- Od 11 lat jestem na dializach, ale zabiegi nie zastąpią zdrowych nerek. Kiedyś o tym nie wiedziałam, a żaden lekarz mi nie wytłumaczył - żali się.

Iwona pochodzi z biednej rodziny. Ma synka. Żyją z renty i alimentów, bo mąż, kiedy zaczęła chorować, zostawił ją samą z dzieckiem. Czasami czuje się tak kiepsko, że synek musi jej pomagać. Zawiąże sznurówki, zaprowadzi na przystanek.

Zabiegi są trzy razy w tygodniu. Do szpitala niedaleko, ale busik ze stacji dializ krąży po całym mieście i zbiera chorych. Zanim wszystkich zbierze, jeździ i półtorej godziny.

Iwonę nie zawsze było stać na leki. Nie wiedziała, że trzeba je regularnie brać. Teraz się pilnuje.

Rozmawiamy w kawiarni, ale choć to ja zapraszam, Iwona nie zamawia ani kawy, ani herbaty. - Muszę liczyć każdą wypitą kroplę.

Między jedną a drugą dializą może wypić maksymalnie dwa litry płynów.

Iwona ma pretensję do lekarzy. Kiedy zaczynała dializy, żaden nie powiedział, że ma inną możliwość - przeszczep. Wtedy czuła się jeszcze dobrze, wątroba i serce nie były tak zniszczone. Mogło się udać.

- Nikt nie powiedział, że po przeszczepie można odzyskać siły, normalnie pracować. Dopiero po kilku latach, gdy sama zaczęłam się wypytywać, zrobili mi badania. Wyszło, że już nie nadaję się do transplantacji.

Gazeta Lubuska

GAZETA LUBUSKA (2009-09-15 Autor: KATARZYNA BOREK Str.: 10)

 

Żyję z nerką 52-letniego mężczyzny

Rozmowa z Lesławem Batkowskim, który ma przeszczepioną nerkę

- Kiedy dowiedział się pan, że jest chory?
- W 1985 roku trafiłem do szpitala z podejrzeniem nowotworu. Ni stąd, ni zowąd dowiedziałem się od lekarzy, że gdybym miał raka to byłoby… fajnie, bo mam coś gorszego. Wielotorbielowatość obu nerek, która prowadzi do ich całkowitego zniszczenia. Fachowcy z całego kraju, do których jeździłem powiedzieli mi, że pożyję jeszcze z 15 lat. Pod warunkiem, że będę bardzo higienicznie żył. Zabronili mi uprawniania żeglarstwa, które uwielbiałem. Jeden lekarz stwierdził, że kolejny raz wykąpię się w morzu, jak mi żona na plaży grajdoł wykopie i do niego wody naleje…

 LESŁAW BATKOWSKI Żona (ta sama od 41 lat). Dwie wnuczki oraz dwie córki (twarde, waleczne babki). Pasje ma dwie. Zielona Góra i wszystko, co się z nią wiąże (jest prezesem Stowarzyszenia Zielonogórskie Perspektywy) oraz żeglarstwo. Od 10 lat jednak nie pływa, bo po przeszczepie trzeba unikać słońca. Ma jednak propozycję rejsu po Morzu Śródziemnomorskim w listopadzie. I kto wie, czy z niej nie skorzysta&  (Fot. Paweł Janczaruk)
LESŁAW BATKOWSKI Żona (ta sama od 41 lat). Dwie wnuczki oraz dwie córki (twarde, waleczne babki). Pasje ma dwie. Zielona Góra i wszystko, co się z nią wiąże (jest prezesem Stowarzyszenia Zielonogórskie Perspektywy) oraz żeglarstwo. Od 10 lat jednak nie pływa, bo po przeszczepie trzeba unikać słońca. Ma jednak propozycję rejsu po Morzu Śródziemnomorskim w listopadzie. I kto wie, czy z niej nie skorzysta (Fot. Paweł Janczaruk)
- Rozumiał pan powagę tej diagnozy?
- Ja byłem człowiekiem, który wcześniej przepłynął jachtem Atlantyk! Roznosiła mnie ułańska fantazja. Wmawiałem sobie jakoś to będzie, bo czułem się dobrze i wciąż żyłem aktywnie - bo chore nerki nie bolą. Ale wyniki miałem coraz gorsze. W 1999 roku wylądowałem na pierwszej dializie i odtąd miałem je trzy razy w tygodniu po cztery, pięć godzin. Na oddział jeździłem wieczorami, bo w dzień normalnie pracowałem, wówczas jako członek zarządu miasta Zielona Góra.

Kilkugodzinne dializy trzy razy w tygodniu… Tak, trudno to wytrzymać, ale dzięki nim żyłem i to ciągle aktywnie. Gdyby jakiś geniusz ludzki nie wymyślił sztucznej nerki, to od 1999 roku Lesław Batkowski byłby tylko nazwiskiem na nagrobku. Niektórzy dializy przeżywają łatwo, inni znacznie trudniej. Widziałem takich, których po wszystkim wynosili na noszach. Miałem to szczęście, że mogłem odjechać za kierownicą własnego auta. Ja nawet na wakacje jeździłem! Z żoną, z wnuczkami, w góry, nad morze. Na dializy umawiałem się w tamtejszych szpitalach, służbowe wyjazdy też tak rozwiązywałem. Po obowiązkach reprezentacyjnych reszta gości miała część nieoficjalną - ja dializę. Celowo to opowiadam, by pokazać, że nie trzeba być zamkniętym w granicach własnego miasta i szpitala.

Express Bydgoski

EXPRESS BYDGOSKI (2009-09-28 Autor: PIOTR SCHUTTA)

Kradną śmierci życie

W Polsce przypada pół koordynatora transplantacyjnego na milion mieszkańców

Trudno bez nich wyobrazić sobie dzisiaj przeszczepianie narządów. Są pierwszą literą alfabetu w transplantologii. Mimo to w Polsce nadal traktuje się ich jak piąte koło u wozu.

Mowa o koordynatorach transplantacyjnych. W miniony weekend przedstawiciele tego środowiska zjechali się do Torunia na drugie spotkanie robocze założonego dopiero rok temu Polskiego Stowarzyszenia Koordynatorów Transplantacyjnych.

Jest ich w Polsce około 200. Pracują w klinikach transplantologicznych i w szpitalach, w których działają oddziały intensywnej opieki medycznej. Są pielęgniarkami, anestezjologami lub lekarzami intensywnej terapii, ale nie zawsze. W Bydgoszczy koordynatorem jest od 9 lat Andrzej Marciniak, z zawodu fizjoterapeuta. Na życie zarabia na co dzień usprawniając ludzi po wypadkach i wylewach. Praca na oddziale transplantacji nerek bydgoskiego Szpitala Uniwersyteckiego jest jego życiową pasją i... zajęciem dodatkowym.

ECHO MIASTA - KRAKÓW (2009-10-01 Autor: . EZ Str.: 2)

Uczą o Transplantacjach

Kurier Poranny

KURIER PORANNY (2009-10-09 Autor: JANKA WERPACHOWSKA)  

Dostał nerkę od zmarłej dziewczyny. Dzięki niej żyje.

 Dostałem nerkę ośmioletniej dziewczynki, która zmarła w Centrum Zdrowia Dziecka. Miałem wtedy 16 lat – mówi Jacek Grycewicz.

(Fot. Wojciech Wojtkielewicz)
(Fot. Wojciech Wojtkielewicz)
Jacek Grycewicz to białostoczanin, który najdłużej żyje z nową nerką – prawie 23 lata. Pracuje, chociaż jest rencistą. Nie zawsze czuje się dobrze, ale kiedy wspomina swoje życie sprzed przeszczepu i porównuje je z obecnym, nie ma wątpliwości: wtedy było strasznie.

– W dzieciństwie zachorowałem na ostrą niewydolność nerek – opowiada. – Żyłem między domem a szpitalami. Początkowo leczony byłem farmakologicznie, ale bez żadnego efektu. Potem zaczęły się dializy. Miałem pecha, bo silne antybiotyki, które mi zaaplikowano przy okazji powikłań, uszkodziły słuch. Po kilku miesiącach trafiłem na chemodializę – trzy razy w tygodniu przez cztery godziny. To ratuje życie, ale jednocześnie bardzo ogranicza możliwości normalnego funkcjonowania. Bo człowiek jest uwiązany praktycznie do tej maszyny, nigdzie nie można wyjechać.

Rodzice nie mogli pomóc

– Całe życie regulowane jest terminami kolejnych wizyt w szpitalu. Byłem dzieckiem, nastolatkiem, bardzo źle to znosiłem. Rodzice chcieli dać mi nerkę, ale żadne z nich nie mogło być dawcą. Dalsza rodzina też nie.

Jacek Grycewicz znalazł się w wykazie osób zakwalifikowanych do przeszczepu.

Dziennik Zachodni

POLSKA - DZIENNIK ZACHODNI (2009-10-17 Autor: Agata Markowicz)

Twoja zgoda na przeszczep może uratować życie wielu osobom

Prof. Lech Cierpka podczas redakcyjnego czatu (Š Fot. Arkadiusz Gola)
Prof. Lech Cierpka podczas redakcyjnego czatu (Fot. Arkadiusz Gola)
 

W miniony poniedziałek gościem czatu internetowego z Czytelnikami Polski Dziennika Zachodniego był prof. dr hab. n. med. Lech Cierpka, wybitny chirurg i transplantolog, kierownik Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej, Naczyniowej i Transplantacyjnej w Szpitalu Klinicznym im. A. Mielęckiego ŚUM w Katowicach.

28mamcia: Czy w latach 1995-2000 możliwe było pobranie organów do przeszczepu bez zgody rodziny - i co mówi na ten temat obecne prawo?
~prof._Lech_Cierpka: Przed ustawą z 1995 roku o śmierci mózgowej, pobieraniu i przeszczepianiu narządów, narządy pobierano w warunkach szpitalnych zgodnie z  prawnym zapisem dotyczącym sekcji po śmierci osobniczej. Po 1995 roku obowiązuje obecne prawo o zgodzie domniemanej.

Gazeta Opole

GAZETA WYBORCZA - OPOLE (2009-10-27 Autor: BEATA ŁABUTIN) 

 Sięgnęliśmy dna w przeszczepach narządów

 

Na Opolszczyźnie tylko jeden narząd od zmarłego dawcy został w tym roku przekazany potrzebującemu. Rok temu było ich 15, a kilka lat temu nawet 33

Gazeta OpoleGAZETA WYBORCZA - OPOLE (2009-10-29 Autor: BEATA ŁABUTIN) 

Liczba przeszczepów na Opolszczyźnie dramatycznie spadła

Na Opolszczyźnie ma powstać wojewódzki zespół koordynujący do spraw transplantacji. Miałby on pracować na rzecz zwiększenia liczby pobrań narządów do przeszczepów, która w tym roku w naszym regionie dramatycznie spadła

Prof. Dariusz Patrzałek nosi przy sobie kartę dawcy, zachęca wszystkich do tego samego. - Taka deklaracja woli jest do pobrania na stronie internetowej poltransplant.org.pl, a także w wielu szpitalach. - Warto ją wypełnić i mieć zawsze w portfelu - mówi. - Warto też rozmawiać na te tematy z rodziną, by w razie czego bliscy wiedzieli, jakie zdanie mamy na temat oddania naszych narządów do przeszczepu.
Prof. Dariusz Patrzałek nosi przy sobie kartę dawcy, zachęca wszystkich do tego samego. - Taka deklaracja woli jest do pobrania na stronie internetowej poltransplant.org.pl, a także w wielu szpitalach. - Warto ją wypełnić i mieć zawsze w portfelu - mówi. - Warto też rozmawiać na te tematy z rodziną, by w razie czego bliscy wiedzieli, jakie zdanie mamy na temat oddania naszych narządów do przeszczepu.
Prof. Dariusz Patrzałek, regionalny konsultant ds. transplantologii, rozmawiał o tym wczoraj z dyrektorami szpitali na Opolszczyźnie. W spotkaniu w Opolskim Centrum Zdrowia Publicznego uczestniczył także wojewoda Ryszard Wilczyński oraz Stanisław Łągiewka, dyrektor departamentu zdrowia w urzędzie marszałkowskim.

Zespół miałby powstać w Wojewódzkim Centrum Medycznym. - To naturalny wybór wobec faktu, że to właśnie tam z racji wysokiego wyspecjalizowania szpitala trafiają najcięższe przypadki - mówił prof. Patrzałek.

putBan(62);
Zespół, w skład którego weszłoby co najmniej dwóch lekarzy anestezjologów (ewentualnie neurolog) i dwie pielęgniarki anestezjologiczne, miałby jednak działać nie tylko w WCM. - Powinien być mobilny i w razie potrzeby pojechać np. do szpitala powiatowego, by tam pilotować sprawę ewentualnego dawcy i pobrania od niego narządów - mówi prof. Patrzałek.

Jego zdaniem powołanie takiego zespołu to konieczność, za dwa tygodnie profesor ma się w tej sprawie spotkać z dr Maciejem Gaworem, ordynatorem oddziału anestezjologii i intensywnej terapii w WCM, który ma znaleźć odpowiednie osoby.

Gazeta Wyborcza

GAZETA WYBORCZA (2009-11-18 Autor: MARZENA KASPERSKA)

Gazeta Wyborcza Wrocław

 

Stracił rękę w dzieciństwie, odzyskał ją po 28 latach!

Chirurdzy z Trzebnicy przeszczepili 30-latkowi z Mysłowic prawą rękę na wysokości ramienia. To pierwsza w Polsce i trzecia na świecie transplantacja tego typu. - Marzyłem o niej - mówi pacjent Mirosław Borodziuk.

 

Przed pierwszym Polakiem po transplantacji ramienia długa rehabilitacja. Fot. Łukasz Giza / Agencja Gazeta
Przed pierwszym Polakiem po transplantacji ramienia długa rehabilitacja. Fot. Łukasz Giza / Agencja Gazeta
Borodziuk jest absolwentem Politechniki Śląskiej, współwłaścicielem firmy informatycznej. Młockarnia ucięła mu rękę na wysokości łokcia, gdy miał niespełna dwa lata. Mówi, że nie pamięta siebie z dwiema rękami. - Ale cały czas o niej marzyłem. Czułem pustkę, uważałem się za niepełnowartościowego. Miałem dziurę w psychice - opowiada.

Gdy jednak dr Adam Chełmoński ze Szpitala Powiatowego im. św. Jadwigi w Trzebnicy zadzwonił do niego z informacją, że jest dawca, zawahał się. - Trzy tygodnie wcześniej urodził mi się syn Adaś. Uważałem, że będę potrzebny żonie i małemu. Potrzebowałem trochę czasu na przemyślenie wszystkiego - mówi Borodziuk. Po rozmowie z żoną zdecydował, że nie może zmarnować takiej szansy.

Operacja trwała ponad 10 godzin. Zabieg przeprowadził zespół siedmiu chirurgów pod kierunkiem doc. Jerzego Jabłeckiego, szefa trzebnickiego ośrodka replantacji ręki.

Gazeta Warszawa

 GAZETA WYBORCZA - WARSZAWA (2009-11-28 Autor: WOJCIECH MOSKAL)

Gazeta Stołeczna

25 lat temu dokonano pierwszego w Polsce przeszczepu.

- Nie zażywam leków, skończyłam studia. Dziękuję rodzicom, że zaufali lekarzom - mówi Aleksandra Przybylska, pierwsza pacjentka w Polsce, której 25 lat temu przeszczepiono szpik. Miała wtedy sześć lat.

prof. Wiesław Jędrzejczak, Fot. Tomasz Wawer / AG
prof. Wiesław Jędrzejczak,Fot.Tomasz Wawer/AG
28 listopada 1984 r. w Warszawie przeprowadzono pierwszy w Polsce zakończony sukcesem przeszczep szpiku kostnego. Zespół kierowany przez prof. Wiesława Wiktora Jędrzejczaka przeszczepił go sześcioletniej wówczas Oli Przybylskiej. Dawczynią była jej o trzy lata młodsza siostra Katarzyna.

Wraz z rodzicami obie siostry były gośćmi konferencji, która odbyła się w ramach sympozjum naukowego poświęconego ćwierćwieczu przeszczepów komórek krwiotwórczych w naszym kraju. - Dzięki temu zabiegowi mogę dziś prowadzić normalne życie. Nie zażywam leków, skończyłam studia. Dziękuję za to przede wszystkim mojej siostrze, bez której by mnie tu nie było. Rodzicom za to, że zaufali panu profesorowi, a jemu samemu za ogromne poświęcenie i odwagę - mówiła Ola Przybylska.

W 1984 r. wszyscy rzeczywiście musieli wykazać się nie lada odwagą, by taka operacja doszła do skutku. Zespół młodych, trzydziestokilkuletnich lekarzy porwał się na coś, co jeszcze nikomu w Polsce się nie udało. Rodzice musieli powierzyć im życie dziecka. Zabieg sprzed 25 lat otworzył jednak drogę do przeszczepiania szpiku w Polsce. Dziś przeprowadza się w 18 ośrodkach każdego roku około 800 przeszczepów. 

Gazeta Katowice


Przeszczepów za mało, bo szpitale nie zgłaszają dawców

 Z roku na rok maleje w województwie śląskim liczba zgłoszeń dawców narządów do przeszczepu. Efekt: zahamowanie programu transplantacji. - Wcale nie brakuje nam dawców organów, ale chęci, by ich zgłaszać - przekonuje prof. Marian Zembala, szef Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.

13-letnia Paulina Rachwał dzięki przeszczepowi serca robi to wszystko, co jej rówieśnicy. Fot. Grzegorz Celejewski
13-letnia Paulina Rachwał dzięki przeszczepowi serca robi to wszystko, co jej rówieśnicy. Fot. Grzegorz Celejewski
Paulina Rachwał ma 13 lat i mieszka w Miękiszu Nowym pod Jarosławiem. Urodziła się z wadą serca, więc od maleńkości odwiedzała szpital za szpitalem. Po tym, jak w zeszłym roku przeszła transplantację serca, odetchnęła z ulgą cała wieś. - I w szkole się bardzo ucieszyli, bo wcześniej to mało mnie tam było. Teraz jestem i nawet na wuefie ćwiczę - chwali się.

Co inni robią po przeszczepie? Stanisław Rusnak ma 62 lata i nie rezygnuje ze swojego hobby - narciarstwa. Na zawodach w Finlandii zdobył nawet tytuł mistrza świata w slalomie gigancie wśród chorych po przeszczepie. Anna Bednarek wyszła za mąż i urodziła syna. Paweł Krystkiewicz, który przez rok czekał na przeszczep podłączony do wielkiej pompy, dzięki nowemu sercu już wrócił do domu pod Poznaniem, a Ula, która przeszła transplantację w wieku zaledwie dziewięciu miesięcy, po prostu rośnie jak na drożdżach.

Gazeta Bielsko-Biała


Powstał film o życiu ludzi po przeszczepach.


Świadectwa ludzi żyjących po transplantacji czasami więcej mogą zrobić niż wiele wykładów naukowych na ten temat - uważa ks. Piotr Sadkiewicz. Proboszcz parafii w Leśnej na Żywiecczyźnie, znany z propagowania transplantacji, weźmie udział w specjalnym spotkaniu Stowarzyszenia "Życie po przeszczepie", które odbędzie się 26 stycznia w Zamku Ujazdowskim w Warszawie z okazji Dnia Transplantacji.

Ksiądz Piotr Sadkiewicz zachęca parafian do oddawania krwi i do rejestrowania się w banku dawców szpiku. Fot. Paweł Sowa
Ksiądz Piotr Sadkiewicz zachęca parafian do oddawania krwi i do rejestrowania się w banku dawców szpiku. Fot. Paweł Sowa
W czasie spotkanie nastąpi premiera niezwykłego filmu o przeszczepach. Jak zapowiada ks. Sadkiewicz, film opowiada historię czterech osób, których życie po przeszczepie całkowicie się odmieniło.

- Oni chcą powiedzieć, że życie po przeszczepie jest nie tylko możliwe, ale że jest ono nawet piękniejsze niż przed zabiegiem. Oni wiedzą, że otrzymali kolejną szansę życia. I oto teraz nagle dostrzegają wiele rzeczy, których dotąd nie wiedzieli. Dostrzegają człowieka. Inaczej podchodzą do kłótni małżeńskich, do swoich dzieci, inaczej patrzą na wiele spraw i problemów - mówi kapłan.

putBan(62);
Scenariusz do filmu napisała Joanna Kotwicka, a dokument wyreżyserował Paweł Turczynowicz.

Zdaniem ks. Sadkiewicza, film pokazuje, że przeszczep "to jest cud, który dokonuje się przez Boga, który wykorzystuje ludzkie możliwość i technikę".

Gazeta Katowice


Córka dawcy przekonuje rówieśników do transplantacji


Gdy trzy lata temu zginął ojciec Karoliny, rodzina zdecydowała się oddać jego narządy chorym, których mógł uratować tylko przeszczep. Dziewczyna usłyszała wówczas od kolegów z gimnazjum, że... sprzedała tatę. Zamiast obrazić się za nieludzkie oskarżenie, postanowiła edukować rówieśnikó.

Karolina Suwaj zaprosiła do szkoły pacjentów, którym przeszczep uratował życie. Fot. Dawid Chalimoniuk
Karolina Suwaj zaprosiła do szkoły pacjentów, którym przeszczep uratował życie. Fot. Dawid Chalimoniuk
Karolina Suwaj uczy się w drugiej klasie II LO w Siemianowicach Śląskich i już się uśmiecha. W jej życiu nie brakowało trudnych chwil. Najgorzej było zaraz po wypadku samochodowym taty. Choć wydawało się, że nic poważnego mu się nie stało, podczas badania nagle stracił przytomność. Następnego dnia lekarze stwierdzili śmierć mózgu.

To był szok, ale Karolina, jej siostra i mama nie miały wątpliwości: trzeba pozwolić lekarzom pobrać narządy, które mogą uratować komuś życie. - Wcześniej, przy niedzielnym obiedzie, pod wpływem jakiegoś programu telewizyjnego, rozmawialiśmy o przeszczepach. Wówczas tata powiedział, że jeśli coś mu się stanie, chciałby, żebyśmy oddały chorym jego - jak to określił żartem - klamory. Nie mogłyśmy nie uszanować jego woli - wspomina Karolina.