Gazeta Wyborcza
Wystawa plakatów
Wystawa plakatów
"Nie bądź sknerą, podziel się nerą" - taki tytuł nosi jeden z plakatów składających się na wystawę "Transplantacja - przekraczając granice życia", którą do 10 sierpnia można oglądać w galerii Śródmiejskiego Forum Kultury
"Nie bądź sknerą, podziel się nerą" - taki tytuł ma jeden z plakatów na wystawie
"Transplantacja - przekraczając granice życia", którą do 10 sierpnia można
oglądać w galerii Śródmiejskiego Forum Kultury (ul. Roosevelta
17).
Ekspozycja to 15 prac studentów Wyższej Szkoły Sztuki Użytkowej ze
Szczecina przygotowanych wraz ze stowarzyszeniem "Życie po przeszczepie".
Wszystkie, w mniej lub bardziej wyszukanej artystycznie formie, promują ideę
dawstwa narządów. Wystawa od początku roku krąży po Polsce. Była prezentowana
m.in. na dworcach kolejowych największych polskich miast. We wrześniu trafi do
parlamentu RP.
- Chcemy za pomocą plakatów zmieniać społeczną świadomość
i zwracać uwagę na problemy polskiej transplantologii - mówi Krzysztof
Pijarowski, pomysłodawca i organizator wystawy, sam uratowany przed laty dzięki
przeszczepowi wątroby. - Autorami prac są ludzie z pokolenia kultury obrazkowej:
wychowani na wideo, komputerach, teledyskach. Stąd często odważny, a nawet
kontrowersyjny styl, który przemawia głównie do młodych odbiorców.
Krewni nie odmawiają organów
GAZETA WYBORCZA, Duży Format, 2007-06-11, Autor: DARIUSZ KORTKO
Krewni nie odmawiają organów
Dariusz KortkoNie zrozumiem kolegów, którzy stoją obok pacjenta, u którego podejrzewają śmierć mózgu, i pozostają obojętni. Rozmowa z doktorem Jarosławem Wilkiem, anestezjologiem
Pan się boi?
- Nie, a czego?
Zabiega Pan o organy do przeszczepów, przekonuje rodziny zmarłych pacjentów. Kiedyś może przyjść do Pana prokurator...
- Nie boję się prokuratora, bo to, co robię, jest zgodne z prawem i etyką lekarską. Nigdy nie działam też wbrew woli krewnych osoby zmarłej. Zresztą niedawno wielu lekarzy z naszego szpitala było przesłuchiwanych w sprawie związanej m.in. z orzekaniem śmierci mózgowej. Rodzina zmarłej uważała, że w szpitalu wszystko zrobiono nie tak. Nie mogę o tym rozmawiać, bo dochodzenie chyba się toczy.
W Pana szpitalu zmniejszyła się liczba dawców organów?
- Nieznacznie.
Cała Polska mówi o kryzysie w transplantologii, a Pan tego nie odczuł?
- Odczułem niechęć ze strony wielu kolegów z różnych oddziałów naszego szpitala. Kiedyś, gdy był w szpitalu pacjent np. po wypadku, z objawami śmierci mózgu, to myślało się o tym, że jeśli nie da się go już uratować, to mógłby zostać dawcą organów. Koledzy dzwonili do mnie i mówili o takich sytuacjach. Teraz rzadziej dzwonią.
Dlaczego?
- Pytałem kolegów. Boją się, że będą musieli brać udział w postępowaniu związanym z pobieraniem narządów, które nie jest ostatnio dobrze postrzegane przez społeczeństwo. Od początku roku w naszym szpitalu dziewięć razy powoływano komisję, która stwierdzała śmierć mózgową. Nie jest to ani mniej, ani więcej niż zwykle, ale dwóch-trzech lekarzy, którzy zwykle bez oporów orzekali, tym razem wyrażali niechęć, a inni wręcz oświadczyli, żeby na nich nie liczyć. W końcu dawali się przekonać, ale robili to z dużą rezerwą.
Wzrosła liczba przeszczepów
Wzrosła liczba przeszczepów
Maria Bielicka, Poznań
W maju szansę na nowe życie dostało 80 osób. O połowę więcej niż w kwietniu
- U nas na oddziale transplantologii też ożywienie - cieszy się Jacek Łukomski, dyrektor szpitala wojewódzkiego w Poznaniu. - Jak tak dalej pójdzie, jest szansa, że przeszczepów nerek nie będzie mniej niż w ubiegłym roku. Wtedy zrobiliśmy 137 przeszczepów, tymczasem do końca maja tego roku przeszczepów było 50 - mówi. Dodaje, że ta poprawa sytuacji to efekt działalności mediów, które starają się stworzyć lepszy klimat wokół przeszczepów. Dzięki temu zmalały opory i rodzin dawców, i lekarzy.
Więcej nerek przeszczepiono też w Szczecinie: w maju dostało je 20 pacjentów, a w kwietniu tylko ośmiu.
W całym kraju narządy pobierano od 30 dawców. W kwietniu znalazło się ich jedynie 18. Znacznie wzrosła też liczba przeszczepów - w maju było ich 80 (a w kwietniu 45). W maju o 20 osób skróciła się też kolejka chorych czekających na nowy narząd. To oznacza, że jest lepiej, ale wciąż gorzej niż w styczniu. Zanim wybuchł transplantologiczny skandal, 40 dawców uratowało życie 102 pacjentów (bo od jednego dawcy można pobrać kilka narządów).
Prof. Wojciech Rowiński, prezes Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego: - Można powiedzieć, że na razie nie jest gorzej, ale na optymizm jest jeszcze za wcześnie.
W połowie maja profesor zaapelował na łamach "Gazety" do lekarzy, by zgłaszali dawców i nie unikali procedur warunkujących pobieranie narządów. Czy lekarze go posłuchali? Zdaniem Krzysztofa Pijarowskiego, prezesa stowarzyszenia Życie po Przeszczepie - nie. - Wielu anestezjologów wciąż wprost przyznaje, że obawia się prokuratorskich oskarżeń i z tego powodu unika rozpoczynania procedury orzekania o śmierci. Tak wynika z ankiet, które anestezjolodzy z Pomorza wypełniali podczas niedawnego szkolenia zorganizowanego przez Poltransplant - tłumaczy Pijarowski, który sam jest po przeszczepie wątroby.
Pobieram serce i lecę
Pobieram serce i lecę
Rozmawiał Sławomir Zagórski
Rozmowa z dr. Adamem Parulskim kardiochirurgiem z Instytutu Kardiologii w Aninie |
Fot. Bartosz Bobkowski / AG |
SŁAWOMIR ZAGÓRSKI: Ile przeszczepił Pan serc?
DR ADAM PARULSKI: Żadnego. Widzi pan, ja zwykle bywam w drugim zespole kardiochirurgów. Tym, który jedzie do szpitala, gdzie ktoś właśnie umarł. Pobieram serca ze zwłok.
Nie wolałby Pan wszczepiać serc?
To wyższa szkoła jazdy, to robią bardziej doświadczeni ode mnie. Ale również na chirurgu pobierającym serce spoczywa duża odpowiedzialność. Jeśli on popełni błąd, całe przedsięwzięcie może zawieść.
A w czym może się pomylić?
Na przykład źle ocenić jakość narządu. Jeśli uzna, że serce się nadaje, a tak nie jest, chory po przeszczepie umrze. Pobieranie narządów jest obciążającym zajęciem. Wszystko trzeba robić w tempie. Od momentu pobrania serca do chwili, kiedy zacznie ono bić w piersi biorcy, nie może upłynąć więcej niż cztery godziny. Im mniej czasu, tym lepiej.
Bardzo obciążające jest także to, że zmarły na oko wygląda identycznie jak pacjent czekający gdzieś, winnej klinice, na zdrowe serce. Oplątany siecią rurek, wokół kolorowe monitory, krzątający się personel. I teraz trzeba go odłączyć, przewieźć na salę operacyjną, otworzyć klatkę piersiową i wyjąć serce. Trudno się do tego przyzwyczaić. Do dziś pamiętam wszystkich moich 60 dawców, od których pobierałem serce.
Chodzę właśnie na kurs dla koordynatorów przeszczepów i psycholog mówiła, że lekarzy chętnych do pobierania narządów znaleźć jest najtrudniej.
Mniej przeszczepów, tłok w stacjach dializ
GAZETA WYBORCZA - WARSZAWA (2007-05-24 Autor: AGNIESZKA POCHRZĘST)
Mniej przeszczepów, tłok w stacjach dializ
Agnieszka Pochrzęst
Liczba przeszczepów spadła tak dramatycznie, że w Warszawie brakuje już miejsc do dializ dla czekających na nową nerkę. Od środy na Dworcu Centralnym można oglądać wystawę, która ma zachęcić do oddawania organów po śmierci
Rocznie w Polsce przeszczepiało się ok. 1 tys. nerek. Dzięki temu skracała się kolejka pacjentów w stacjach dializ. Teraz jest w nich tłok, bo spadła liczba transplantacji. Do kwietnia przeszczepiono ok. 200 nerek. Prof. Magdalena Durlik, mazowiecki konsultant ds. nefrologii, podkreśla, że sytuacja w Warszawie jest dramatyczna. Szpitale włączają aparaty starszego typu, żeby tylko zapewnić miejsce 1400 potrzebującym z całego województwa. - W mojej klinice przy ul. Lindleya dializujemy chorych już na cztery zmiany - mówi prof. Durlik. - W nocy do sztucznej nerki podłączamy chorych ze szpitali, w dzień przyjmujemy pacjentów, którzy do nas dojeżdżają.
Na dializy szpitale potrzebują też więcej pieniędzy, bo powoli wyczerpują się kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Magda Pietrak czeka na przeszczep nerki. Trzy razy w tygodniu przyjeżdża na cztery godziny do stacji dializ przy ul. Nowogrodzkiej Fot. Anna Bedyńska/AG
Oddaj po śmierci swoje organy
Liczba przeszczepów w Polsce dramatycznie spada. Jedna z propozycji na zmianę tej sytuacji to przekonanie ludzi do popierania transplantacji. Właśnie dlatego na KUL organizowana jest debata o oddawaniu narządów.
Wśród gości być może pojawi się prof. Wojciech Rowiński, prezes Polskiego Towarzystwa Transplantologicznego.
Swoją obecność natomiast potwierdzili już: dr Stefan Pechciński z Ministerstwa Zdrowia, dr n. med. Jacek Bicki (SPSK nr 4 w Lublinie), Katarzyna Dragović (Szkoła Mistrzów Reklamy) oraz Daniel Lenart ("Gazeta Wyborcza").
Dyskusja o transplantacji odbędzie się we wtorek 22 maja, o godz.15, w nowym gmachu KUL, w sali 1031. Będzie towarzyszyła jej wystawa prac studentów Szkoły Mistrzów Reklamy i Minneapolis College of Art and Design, które podejmują tematykę przeszczepów.
Śmiertelna kolejka
GAZETA WYBORCZA (2007-05-08 Autor: SŁAWOMIR ZAGÓRSKI)
Śmiertelna kolejka
Sławomir Zagórski
W kwietniu w Polsce wykonano 9 przeszczepów wątroby. O 13 mniej niż w styczniu. Przez ten czas kolejka oczekujących na zabieg wydłużyła się ze 141 do 182 osób. Są wśród nich Andrzej, Maciej i Tomasz.
Andrzej Zawadzki, lat 20
Najmłodszy z tego grona. Nie wiadomo dokładnie, jak i kiedy
zakaził się wirusami zapalenia wątroby typu B i C (HBV i HCV).
Najprawdopodobniej stało się to za jednym zamachem w szpitalu, gdzie trafił z
zapaleniem płuc jako czterolatek.
Zakażenie wyszło na jaw, kiedy miał
sześć lat. Lekarze zapewniali go, że nie musi chorować. Że może nosić w sobie
wirusy i czuć się całkiem dobrze. I przez ponad dziesięć lat tak rzeczywiście
było. Potem jednak nastąpiło wyraźne pogorszenie. Wirusy uaktywniły się i
zaczęły niszczyć wątrobę. W efekcie w brzuchu zaczęła gromadzić się woda.
Pojawiły się obrzęki nóg, gorączka.
- Dosłownie co kilka tygodni
lądowałem w Szpitalu Zakaźnym w Warszawie. W ciągu dwóch lat zaliczyłem dziewięć
wizyt. Lekarze w końcu oświadczyli, że jedyne, co może mi pomóc, to przeszczep -
opowiadał mi niedawno Andrzej.
Na zabieg zakwalifikowano go w
listopadzie 2006 r., na liście oczekujących na wątrobę znalazł się trzy miesiące
później.
Andrzej wczoraj znów poczuł się gorzej i trafił do Szpitala
Zakaźnego. Jest też częstym gościem w klinice, gdzie ma mieć operację. Łyka
karnie leki hamujące namnażanie wirusa HBV (jeden z nich, nierefundowany,
finansuje mu rodzina za - bagatela - 2559 zł miesięcznie).
Od czasu do
czasu ma psychicznego doła, ale stara się trzymać fason i wierzy, że wkrótce
doczeka się przeszczepu i będzie mógł normalnie żyć, a przede wszystkim wrócić
na studia. - Bo jak dotąd nastudiowałem się całe dwa tygodnie - martwi
się.
Lekarze nie informują go, ile czasu będzie czekać na zdrowy organ i
jak długo może czekać. Tego zresztą nie wie nikt, bo każdy pacjent jest inny i
każdy choruje inaczej.