Express Bydgoski

 

 

Dawcy narządów żyją dłużej

W Anglii każdy może zostać altruistą. U nas o tym, czy można zostać dawcą, decyduje czasami sąd

 Obchodzony w ubiegłym tygodniu Światowy Dzień Donacji i Transplantacji przeszedł w mediach prawie bez echa.

Równie marginalnie traktowany jest w Polsce temat przeszczepów rodzinnych, którym tegoroczne obchody były poświęcone.

Operacja przeszczepienia nerki prowadzona przez dr. Macieja Słupskiego w Klinice Transplantologii i Chirurgii Ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego
Operacja przeszczepienia nerki prowadzona przez dr. Macieja Słupskiego w Klinice Transplantologii i Chirurgii Ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego
W krajach skandynawskich i w USA przeszczepy narządów od dawców żywych przekraczają 50 procent wszystkich transplantacji. W Wielkiej Brytanii w ubiegłym roku świadomie przekazało swoje organy potrzebującym około 800 osób. W Polsce 40 osób! W większości rodzice dzieciom.

O tym, że polska medycyna transplantacyjna przeżywa kryzys mówi się od początku ub.r., kiedy wyszła na jaw sprawa dr Mirosława G., warszawskiego transplantologa oskarżonego publicznie przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę o zabójstwo pacjenta. Jak pokazał czas, oskarżenie nie miało podstaw w uznaniu prokuratury, za to uderzyło w polską transplantologię. Wzrosła nieufność pacjentów wobec lekarzy (wg ankiety Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego 60 procent społeczeństwa wyraziło brak zaufania do przedstawicieli ochrony zdrowia) i drastycznie spadła liczba pobrań narządów od zmarłych dawców oraz przeprowadzonych przeszczepień. W najlepszym, jak dotąd, roku 2005 ponad 1400 biorców otrzymało nowy narząd. W 2007 r. zaledwie 958. Jednocześnie w Krajowym Rejestrze Sprzeciwów nastąpił gwałtowny wzrost zgłoszeń od osób, które nie zgadzają się na pobranie narządów po swojej śmierci. Jest tam w tej chwili ok. 24 tys. nazwisk. 

Rok 2005 był znakomity i myśleliśmy, że nadal będziemy mieli tendencję wzrostową. Ale nastąpiło tąpnięcie, które odczuliśmy jeszcze przed wybuchem sprawy G. - mówił niedawno w Bydgoszczy prof. Janusz Wałaszewski, dyrektor Poltransplantu, obecny na dorocznym sympozjum transplantologów.

- Bez akceptacji społeczeństwa program przeszczepiania narządów nie ruszy - nie ma wątpliwości prof. Wojciech Rowiński, Krajowy Konsultant w Dziedzinie Transplantologii. - Transplantologia jest jedyną specjalnością medyczną, w której społeczeństwo wykłada ponad połowę kosztów procedury medycznej. Ludzie dają narząd, którego nie można kupić ani sklonować.

Przeszczepy tzw. rodzinne stanowiły w Polsce w ub.r. zaledwie 3 procent wszystkich transplantacji. Zanotowano minimalny wzrost, ale tylko dlatego, że jednocześnie spadła liczba pobrań narządów od dawców zmarłych, co nadal jest podstawowym źródłem pozyskiwania narządów.

- W Polsce dawcą może zostać zgodnie z ustawą osoba spokrewniona z biorcą w linii prostej, małżonek, osoba przysposobiona albo ktoś formalnie obcy, ale związany z biorcą emocjonalnie. W ostatnim przypadku wymagana jest jednak zgoda sądu i komisji etycznej Krajowej Rady Transplantologicznej. Na szczęście procedury są skrócone do minimum. Sąd musi rozpatrzyć taką sprawę nieodpłatnie w ciągu tygodnia. Takich zgłoszeń mamy jednak bardzo mało. Dawcami są przeważnie rodzice - mówi dr n. med. Dorota Lewandowska z Klinki Medycyny Transplantacyjnej i Nefrologii Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie.

W krajach skandynawskich, w Wielkiej Brytanii i USA od dawców zmarłych pochodzi tylko połowa narządów do przeszczepień. Drugą część organów pozyskuje się dzięki zgłaszalności od osób żywych, które przeciwnie niż w Polsce nie muszą być z dawcą spokrewnione.

- W Anglii znane jest pojęcie dawcy altruistycznego. Tam każdy może podarować swój narząd osobie potrzebującej. Specjalny system komputerowy opracowuje informację, kto z oczekujących byłby najlepszym biorcą - dodaje dr Lewandowska.

Nowe zasady organizacji przeszczepień w Anglii przyniosły w ciągu ostatnich lat wzrost pobrań od dawców żywych. Stosuje się tam wymianę narządów zwaną „domino” (ktoś chce dać nerkę swemu dziecku, ale nie ma zgodności krwi, więc pacjent uzyskuje narząd od osoby obcej, a rodzic swój przekazuje komuś innemu). Jest też tzw. wymiana „krzyżowa”, kiedy zamieniają się organami dwie pary dawca-biorca.

W Polsce, jak mówią lekarze transplantolodzy, mała liczba przeczepień rodzinnych wynika m.in. z braku ogólnie dostępnej informacji, a co za tym idzie uprzedzeń. W powszechnej świadomości życie z jedną nerką kojarzone jest z okaleczeniem i życiem pełnym wyrzeczeń.

- Nie ma żadnych ograniczeń. Dawca narządu prowadzi tak samo intensywne życie jak każdy przeciętny człowiek. Co więcej, badania przeprowadzone przez Szwedów pokazują, że dawcy nerek żyją dłużej - mówi dr Lewandowska.

Każdy, kto zdecyduje się przekazać swój narząd przechodzi badania lekarskie. Sprawdzana jest zgodność krwi z grupą krwi biorcy i zgodność antygenowa tkanek. Przeprowadza się także testy immunologiczne i badania anatomiczne narządu. Po operacji dawca musi być pod systematyczną kontrolą lekarza przez 10 lat.

- Staramy się, by badania, które przechodzi dawca były jak najmniej inwazyjne. Jego zdrowie jest dla nas najważniejsze - dodaje dr Lewandowska.